Największe wpadki 2013 roku. Jeszcze długo będą się tego wstydzić!
2013 rok dobiega końca. Nic nie wskazuje jednak na to, żeby skończyć się miały dziennikarskie wpadki. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy tych naprawdę było pod dostatkiem. Nieustraszeni reporterzy, nieświadomi błędów prezenterzy i niefrasobliwi dziennikarze znów dostarczyli widzom powodów do śmiechu lub pretensji. Spośród licznych gaf przygotowaliśmy zestawienie tych najbardziej spektakularnych. Jedne rozbawiły nas do łez, drugie żenowały, a o jeszcze innych wolelibyśmy po prostu zapomnieć.
Jeszcze długo będą się tego wstydzić
2013 rok dobiega końca. Nic nie wskazuje jednak na to, żeby skończyć się miały dziennikarskie wpadki. Trzeba przyznać, że w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy było ich naprawdę pod dostatkiem.
Nieustraszeni reporterzy, nieświadomi błędów prezenterzy i niefrasobliwi dziennikarze znów dostarczyli widzom powodów do śmiechu lub pretensji. Spośród licznych gaf przygotowaliśmy zestawienie tych najbardziej spektakularnych. Jedne rozbawiły nas do łez, drugie żenowały, a o jeszcze innych wolelibyśmy po prostu zapomnieć.
Jedno jest jednak pewne, dzięki takim sytuacjom o ich autorach, przynajmniej na moment, zrobiło się naprawdę głośno.
Zobaczcie "bohaterów" kończącego się roku!
KŻ/AOS
Rusin opłakuje Mrożka. Tylko jakiego?!
Kindze Rusin też udało się w tym roku zabłysnąć. Jej facebokowy post opublikowany po śmierci Sławomira Mrożka przejdzie do historii, jednak wcale nie z powodu trafności spostrzeżeń dziennikarki, a błędu, którego się dopuściła. Źle podane imię pisarza błyskawicznie wytknięto gwieździe TVN, za co zresztą równie szybko przeprosiła.
- Dziękuję za czujność a przede wszystkim przepraszam za pomyłkę!- napisała w kolejnym wpisie. Nie omieszkała jednak wytknąć plotkarskim portalom, że skarciły ją za wpadkę "zamiast w chwili zadumy pochylić głowę nad odejściem wielkiego człowieka".
Rajdowy odjazd Jolanty Pieńkowskiej
Jolanta Pieńkowska ma na swoim koncie tyle wpadek, że trudno wybrać tylko jedną. Jakiś czas temu prezenterka "Dzień dobry TVN" zdradziła na scenie programu swoją słowiańską duszę, szalejąc do najnowszej piosenki Donatana i bawiąc telewidzów. Z reguły jednak Pieńkowska zawstydza oschłym traktowaniem swoich gości lub nieprzygotowaniem do rozmowy. Tak jak chociażby podczas spotkania z kierowcą rajdowym Michałem Kościuszko, kiedy kompletnie nie wiedziała, jaką konkretnie dyscypliną zajmuje się jej gość.
- Michał jeździ w rajdach... troszeczkę innych niż Robert Kubica. Bo ty jeździsz głównie w takich rajdach... w terenie - stwierdziła, spotykając się jednak ze zdziwieniem swojego rozmówcy. - Generalnie to jest ta sama dyscyplina sportu. Ja jeżdżę w klasie WRC, a Robert startował w tym roku w WRC 2. Ale generalnie to są te same rajdy, po tych samych trasach - poprawił ją rajdowiec.
Fani sportowca nie kryli jednak oburzenia kolejną tego typu gafą dziennikarki. Nic więc dziwnego, że facebookowy profil "Jolanta Pieńkowska musi odejść z "Dzień Dobry TVN" wciąż się rozrasta.
Popcorn i joystick, czyli co przeoczyła redakcja "Wiadomości"
Redakcja "Wiadomości" w ostatnim czasie regularnie naraża się na śmieszność. Podczas Euro 2012 pomyliła flagi Federacji Rosyjskiej z flagą nieistniejącej ZSRR, a kilka miesięcy później stała się obiektem dotkliwych kpin po wpadce ze zdjęciem prezydenta USA.
W styczniu br. dziennikarze programu TVP 1 nieopatrznie zobrazowali materiał dotyczący filmu "Zero Dark Thirty" zdjęciem będącym prześmiewczą przeróbką internautów, a nie oryginalną fotografią, przedstawiającą najważniejszych amerykańskich polityków obserwujących na ekranie moment zabicia Osamy bin Ladena. Najwidoczniej rzucające się w oczy popcorn i joystick umknęły redakcji "Wiadomości".
Żenis Żoplę
Wszystkie gafy bledną jednak przy wpadce dziennikarki TVP Info, Joanny Osińskiej, która jakiś czas temu powołała do życia piosenkarkę Żenis Żoplę. Jeśli nie wiecie, kogo Osińska miała na myśli, to wbrew pozorom bardzo dobrze, bo Żenis Żoplę jest znana jedynie dziennikarce. Reszta świata słusznie kojarzy twórczość tej artystki z legendarną Janis Joplin.
"Przenosimy się na Zachodnie Wybrzeże, a dokładnie do Los Angeles, gdzie pośmiertnie uhonorowano legendarną piosenkarkę Żenis Żoplę"- w te słowa doświadczonej dziennikarki wielu wprost nie mogło uwierzyć. Jak jednak zdradzili "Newsweekowi" redakcyjni koledzy Osińskiej, już kiedyś przydarzyła się jej podobna wpadka, kiedy to przeczytała "hute couture" z niemieckim akcentem. Warto jednak odnotować, że prezenterka przyznała się do wpadki.
"Do błędu trzeba umieć się przyznać. Dziękuję za krytykę, bo w pełni na nią zasłużyłam" - napisała na Facebooku.
Monika Olejnik i bostońska wpadka na Facebooku
Monika Olejnik w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy zaliczyła kilka wpadek. Parę razy przejęzyczyła się na antenie swojego programu w radiu i telewizji. Chociażby podczas rozmowy z Bronisławem Komorowskim, gdy użyła sformułowania "zamach w smoleńsku" zamiast katastrofa, co wielu nazwało freudowską pomyłką lub gdy pozwoliła sobie na drobny nietakt, witając w Radiu Zet posłów i posłankę Grodzką słowami "dzień dobry panom". Największym echem odbił się jednak kontrowersyjny wpis dziennikarki na Facebooku po zamachu terrorystycznym w Bostonie. Komentarz "Dwa wybuchy - w Bostonie, a nie w Smoleńsku" większość z internautów uznała za wyjątkowo niesmaczny żart i gafę dziennikarki. Choć chwilę po niefortunnym komentarzu Olejnik starała się uściślić, co dokładnie miała na myśli, jej tłumaczenia nie zostały dobrze przyjęte. Poniższy wpis przyniósł skutek odwrotny od zamierzonego i jeszcze bardziej rozjuszył internautów.
"Ponieważ bardzo ostro krytykujecie mój wcześniejszy wpis, wyjaśniam: tuż po 'Kropce' z Adamem Hofmanem, który mówił o wybuchach i zamachu, dowiedziałam się o prawdziwym zamachu - w Bostonie. Pomyślałam wtedy, że część naszych polityków ośmiesza prawdziwe zagrożenie. To, co wydarzyło się w USA, jest straszne".
Czeski błąd w dacie polskiego powstania
Choć pomyłka daty może zdarzyć się każdemu, to jak wiadomo, wobec dziennikarzy Telewizji Polskiej widzowie mają wyższe oczekiwania. Kiedy więc Beata Tadla podczas jednego z wydań programu "Kawa czy herbata?" błędnie podała datę powstania styczniowego (powiedziała, że wybuchło w 1683 roku, a nie 1863 roku), błyskawicznie wytknięto jej wpadkę.
Na szczęście dziennikarka umiała przyznać się do pomyłki, którą nazwała "czeskim błędem" i zwyczajnym przejęzyczeniem.
Jak z profesora zrobiono kryminalistę
Znacznie większego kalibru wpadkę ma na swoim koncie dziennikarka "Wiadomości", która w swoim materiale przedstawiła Brunona Hołysta jako... kryminalistę. Profesor jest oczywiście ekspertem w dziedzinie kryminologii, najwidoczniej jednak dziennikarka uznała, że skoro potocznie o specjalistach z zakresu prawa karnego mówi się karniści, to o znawcach kryminologii kryminaliści.
O tym, jak bagatelna jest różnica pomiędzy znaczeniami tych słów chyba nikogo nie trzeba przekonywać. No, może poza autorką tej kolosalnej wpadki.
Został z niego tylko szalik, czyli rozpacz Maślankiewicza
Dzięki emocjonalnej relacji z zamieszek 11 listopada o Bartłomieju Maślankiewiczu usłyszała cała Polska. Wysłannik TV Republika z takim przejęciem i zaangażowaniem opisywał wydarzenia w stolicy, że jego korespondencja wyszła daleko poza antenę niszowej prawicowej stacji. Zaangażowany reporter szybko podbił sieć i stał się bohaterem niewybrednych żartów internautów. Jego rozpaczliwe słowa wobec poszkodowanego w starciach "patrioty": "został po nim tylko szalik" w niektórych kręgach są już kultowe. Co ciekawe, choć Maślankiewicz przyznał niedawno w komentarzu dla "Newsweeka", że "trochę go poniosło", to i tak jest przekonany, że podkręcał relację w słusznym celu.
Dziennikarz zdradził wokalny talent , czyli "Ona tańczy dla mnie"
Ta wpadka, przez niektórych uznana za wyreżyserowaną, wzbudziła u widzów TVN szczery uśmiech. Kiedy po jednym z lipcowych wydań "Faktów" widzowie czekali na wiadomości sportowe, mogli się przekonać się na własne oczy, a w zasadzie uszy, jak prezenter przygotowuje się do wejścia na wizję. Zamiast bloku reklamowego, na ekranie nieoczekiwanie pojawiła się około pięciominutowa transmisja ze studia sportowego, w trakcie której Piotr Karpiński śpiewał przebój zespołu Weekend "Ona tańczy dla mnie". Jak mu to wyszło? Przekonajcie się sami.