Krystyna Mazurówna: "W Moskwie to jednogłośnie wszyscy plują za mną na ulicy"!
Pomimo swych 73 lat Krystyna Mazurówna tryska energią, dowcipem i optymizmem. Ostatnio rzuciła kolejnego, młodszego o 20 lat mężczyznę, ponieważ był dla niej za stary! Okazuje się, że tancerka nigdy nie narzeka na pogodę i nie opowiada o swoich dolegliwościach, twierdząc, że to w złym guście. Namiętnie chodzi natomiast na koncerty swoich dzieci, jeździ z przyjaciółmi po świecie i spotyka interesujących ludzi. Siedzenie w domu na kanapie, zdaniem jurorki „Tylko taniec”, strasznie postarza.
Krystyna Mazurówna - najciekawsza jurorka w polskiej telewizji
Pomimo swych 73 lat Krystyna Mazurówna tryska energią, dowcipem i optymizmem. Ostatnio rzuciła kolejnego, młodszego o 20 lat mężczyznę, ponieważ był dla niej za stary! Okazuje się, że tancerka nigdy nie narzeka na pogodę i nie opowiada o swoich dolegliwościach, twierdząc, że to w złym guście. Namiętnie chodzi natomiast na koncerty swoich dzieci, jeździ z przyjaciółmi po świecie i spotyka interesujących ludzi. Siedzenie w domu na kanapie, zdaniem jurorki „Tylko taniec”, strasznie postarza.
- W Polsce uważana jest Pani za osobę odważną i kontrowersyjną…
To mi wychodzi zupełnie niechcący. Po prostu jestem szczera, zawsze mówię to, co myślę i robię to, na co mam ochotę. Okazało się, że to jest kontrowersyjne, przynajmniej w Polsce, i że do tego trzeba odwagi. Raczej niczego się nie boję, z wyjątkiem myszy.
- A co Pani robi, kiedy na Pani drodze pojawia się mysz?
Krzyczę i wskakuję na krzesło. To samo chyba, co robią wszystkie kobity.
AOS/KŻ
Ma złe wspomnienia z Moskwy
- Zagranicą osoba taka jak Pani jest mniej kontrowersyjna? Na więcej może sobie pozwolić?
Zależy gdzie? Na przykład, kiedy jestem w Nowym Jorku, gdzie pracowałam przez 15 lat, to spotykam się z wieloma komplementami. Ludzie na ulicy mnie zaczepiają - i mężczyźni, i kobiety - prawią mi komplementy na temat koloru moich włosów, uczesania, sposobu malowania się, ubierania, biżuterii, czyli całego looku zewnętrznego.
W Paryżu spotykam się z dyskretną akceptacją. Wielokrotnie zapraszano mnie też do telewizji francuskiej, żebym pokazała się i opowiedziała o sobie. W Polsce mój wygląd jest kontrowersyjny, wzbudza wiele sprzeciwu, ale też aplauzu.
No a w Moskwie to jednogłośnie wszyscy plują za mną na ulicy.
- Kiedy była Pani ostatnio w Moskwie?
Jakieś 5-6 lat temu, ale nieprędko wrócę.
Obywatelka świata
- Wróćmy do Pani wyglądu. Co dziś ma Pani na sobie?
Buty za 10 euro, kupione na bazarze. Przezroczystą spódnicę tiulową, którą kupiłam 10 lat temu w Nowym Jorku. Góra i biżuteria pochodzi od polskich projektantów - Studio B3 z Krakowa. 16 pierścionków, które dziś mam na palcach, każdy pochodzi z innego źródła – Berlin, Londyn, Warszawa, Nowy Jork, Meksyk…
Szybko się nudzi mężczyznami
- Światowo można powiedzieć. Pierścionki kupiła Pani sama, czy to prezenty?
Albo sama kupiłam, albo dostałam. Prezent od syna, narzeczonego, córki, koleżanki…
* - A ten pierścionek od narzeczonego, to od aktualnego czy byłego?*
Od miesiąca już byłego.
Krystna Mazurówna chwyta każdy dzień
- Co sprawia, że ukochany mężczyzna staje się byłym mężczyzną? Co go dyskwalifikuje?
Był za stary dla mnie. To znaczy był o 20 lat młodszy, ale nie chodzi o wiek i metrykę. Był powolny, narzekał, martwił się bez przerwy. A ja nie znoszę narzekania, pesymizmu…
* - Jest Pani kobietą pełną optymizmu, nie zaraziła Pani narzeczonego?*
Tego akurat nie.
* - A innych?*
Innych - znajomych, przyjaciół, narzeczonych, mężów – tak! W każdym razie podobno lekko się ze mną żyje i zabawnie, ale na dłuższy dystans nikt nie wytrzymuje.
Ma na koncie wiele związków
- A kto był największym długodystansowcem?
Chyba mój mąż francuski. Kiedy się spotkaliśmy, a to było 13-go, powiedziałam mu, że możemy być razem przez 13 dni. On powiedział:
„Dobrze, z prawem przedłużenia do 13 lat”. I byliśmy razem 13 lat! W międzyczasie wzięliśmy ślub, mieliśmy razem syna, córeczkę, kupiliśmy duże mieszkanie w Paryżu, które kompletnie przerobiliśmy, z tarasem na dachu, dwupoziomowe.
Kupiliśmy dom na wsi, psa, kota, dwa samochody. I tak się tym znudziłam, że rzuciłam go wraz z tym wszystkim i zaczęłam od zera.
Wiele razy wszystko zaczynała od początku
- Niesamowite! Ta 13-tka miała jakiś wpływ na Pani decyzję? Czy to był totalny przypadek?
To był totalny przypadek, który wykorzystaliśmy. Dokładnie 13 lat potem, 13-go, zaprosiłam go do restauracji, zamówiłam szampana. On mnie zna, wie, że jestem skąpa. Powiedział:
„O, zamawiasz szampana, masz mi coś ważnego do powiedzenia?”. „No właśnie, nie wiem jak Ci to powiedzieć…” – odrzekłam. „Domyślam się – chcesz mnie rzucić. Nie mogę ci mieć za złe, 13 lat dzisiaj mija” – on na to. Pocałowaliśmy się, uściskaliśmy, wypiliśmy szampana, popłakaliśmy.
To było już 25 lat temu. Żyjemy w wielkiej przyjaźni. On mieszka po drugiej stronie ulicy, wpada ciągle, zwłaszcza w porze posiłków.
Dziś wygląda lepiej niż kilka lat temu?
- Dzieci nie miały Pani za złe tego rozstania?
Dzieci się dowiedziały trzy lata po rozwodzie. Nie, ciągle nie mają mi tego za złe. Mieszkamy tak blisko. Mąż jest muzykiem. Kiedy wyjeżdżał na tournee, ja się zajmowałam dziećmi. Kiedy mnie nie było, on się nimi opiekował.
Dzieci zupełnie tego nie odczuły. Świetnie pokończyły szkoły, studia. Mam trójkę dzieci – mój pierwszy syn z wcześniejszego związku to kompozytor Kasper Toeplitz - wszystkie są muzykami, szczęśliwymi z powodu wykonywanego zawodu.
* - Cały czas ma Pani ze swoimi dziećmi dobre relacje?*
Oczywiście, jak najlepsze.
Taniec jest na pierwszym miejscu
- A na którym miejscu jest u Pani muzyka? Po mężczyznach, przed mężczyznami?
W zupełnie innym rejestrze. Muzyka jest niesłychanie ważna przez to, że mam trójkę dzieci muzyków. Ja, niestety, jak większość tancerek, jestem kompletnie głucha. Mam bardzo dobre poczucie rytmu, ale, jeśli chodzi o muzykę, zawłaszcza o głos, jestem kompletne zero!
73-letnia Mazurówna wciąż stawia na dobrą zabawę
- Ale lubi Pani słuchać jak inni śpiewają?
Jak śpiewają, grają. Tak! Chociażby dlatego, że nachalnie chodzę na wszystkie koncerty dzieci (gitarzysta jazzowy Baltazar Bluteau i pianistka Ernestine Bluteau – przyp. red). Jeżdżę za nimi do Tokio, Londynu, Nowego Jorku, Warszawy. Jestem na każdym niemal koncercie. Nawet na koncertach jazzowych w piwnicach paryskich, gdzie średnia wieku wynosi od 18-22 lat. Jestem tam jedyną starszawą. Są to na ogół koncerty, podczas których cała publiczność stoi. Ale znają mnie już, przynoszą jedne jedyne krzesło. Siedzę, piję piwo, biję brawo i jestem bardzo zadowolona.
Cały czas poznaje nowych ludzi
- Czy lubi Pani poznawać nowych ludzi przy takich okazjach?
Oczywiście. Ludzie mnie szalenie pasjonują. Bardzo ich lubię. Wprawdzie jak poznam 100 osób to eliminuję 99, ale dla tej jednej osoby warto poznać 100.
* - Kogo ciekawego poznała Pani ostatnio?*
Na przykład trójkę stylistów z Krakowa – to para małżeńska z córką. Zafascynowała mnie ich działalność. Widziałam to, co robią podczas dyplomu szkoły stylistów w Krakowie, gdzie też siedzę w jury. Podobnie jak laureata nagrody „Tylko taniec” z Warszawy zaprosiłam ich do siebie do Paryża. I tak się zaczęła nasza przyjaźń. Odwiedzamy się, ja przemieszkuję w Krakowie, oni w Paryżu. Jeździmy razem po całym świecie – Nowy Jork, Barcelona, Szwajcaria, Bruksela… gdzie się da. Mam dla nich wielki szacunek, podziw, a oni mnie tolerują…
Nuda ją postarza
- Jednym słowem nie jest Pani kobietą, która byłaby w stanie usiedzieć w miejscu…
Byłoby nudno. Dłużej niż dzień, dwa, bez podróży, spotkań towarzyskich, spektakli, nie wytrzymuję. Gdy kładę się na kanapę i leżę te dwa dni, to natychmiast starzeję się o jakieś 10 lat.
- A czy ma Pani teraz u swego boku jakiegoś zwierzaka?
Jest pewna mysz na balkonie, która do mnie przychodzi. Za dużo jeżdżę, żeby mieć zwierzaka na stałe. Uwielbiam zwierzęta i nie chcę ich skazywać na nieszczęścia. Ale moje dzieci mają, każde po kocie. Jak gdzieś wyjeżdżają, a ja jestem akurat w Paryżu, dostaję kota na wakacje. Na tydzień, dwa, miesiąc.
* - Mówi się, że właściciel upodabnia się do swojego zwierzaka… * Ja się też upodabniam do tych kotów - przeciągam się leniwie, robię miny, wybałuszam oczy, staram się z nimi zaprzyjaźnić.
Krystna Mazurówna: Denerwuje ją brak tolerancji
- Co Panią najbardziej denerwuje?
Brak tolerancji, mentalność zapóźniona w Polsce oraz narzekanie. Uważam, że narzekanie na cokolwiek, począwszy od łamania w kościach na pogodzie skończywszy, jest szalenie nieeleganckie, to dowód złego wychowania. Jeżeli kogoś coś boli, niech idzie do lekarza, za to mu się płaci. Narzekanie na pogodę nie ma sensu, bo to nic nie zmieni.
* - Dla Pani zawsze jest pogoda?*
Jakaś zawsze jest – czasem upał, deszcz, śnieg. Tak ma być.
- Na deszcz nie łamie Panią w kościach?
Mnie jeszcze w ogóle nie łamie w kościach.
* - Jednym słowem jest Pani szczęśliwą kobietą bez dolegliwości?*
To prawda.
Tekst: Ewa Jaśkiewicz/AKPA
AOS/KŻ