Tomasz Kot u Kuby Wojewódzkiego: "Wiem, jak to jest być podupadłym aktorem"
None
Co wydarzyło się w pierwszym odcinku?
Kuba Wojewódzki po raz kolejny wrócił na antenę ze swoim talk-show. Według opinii wielu osób, ostatni sezon programu nie należał do najlepszych. Już mało kogo bawiły żenujące i nudne anegdotki prowadzącego. Skąpo ubrana Wodzianka również z coraz większym trudem rozpalała zmysły publiczności.
Gdy już więc myśleliśmy, że król TVN-u w końcu abdykuje, on powrócił na wizję z nowym 11. sezonem. Czy wyciągnął wnioski z poprzednich odcinków i jego show wróci do łask widzów? Cóż, trudno powiedzieć. To się dopiero okaże.
Jednym z gości po wakacyjnej przerwie był Tomasz Kot - wybitny polski artysta filmowy i teatralny oraz twórca wielu niezapomnianych kreacji (m.in. Ryszarda Riedela w "Skazany na bluesa", profesora Zbigniewa Religi w filmie "Bogowie" i Bartosza Kolano w najnowszej produkcji "Żyć nie umierać").
Co, skryty na co dzień i skromny pomimo wielu sukcesów na koncie, gwiazdor wyjawił w programie?
Zobacz także: Tomasz Kot o swojej roli w "Żyć nie umierać"
AR
Aktor poddał się kolejnej metamorfozie
Gdy Tomasz Kot pojawił się w studiu Kuby Wojewódzkiego, widzowie przecierali oczy ze zdumienia. Szczupły, z krótszymi włosami i bez wąsów nie przypominał już bohatera, którego widzowie kojarzą z ostatnich produkcji z jego udziałem np. "Disco Polo" czy "Bogowie". Kolejna metamorfoza aktora nie była jednak kaprysem, a koniecznością.
Wszystko po to, aby jak najlepiej wcielić się w rolę Bartka Kolano w najnowszym filmie "Żyć nie umierać". Oparta na faktach filmowa historia niegdyś wziętego aktora, który dowiaduje się od lekarza, że zostały mu zaledwie trzy miesiące życia, zyskała uznanie zarówno w oczach krytyków jak i publiczności.
Nic więc dziwnego, że Kuba Wojewódzki próbował dowiedzieć się, w jaki sposób Kot tak dobrze poradził sobie z kolejną niezwykle wymagającą rolą. Jaką odpowiedź usłyszał?
Woli grać bohaterów o trudnym charakterze
- To nie jest trochę tak, że lubisz grać ludzi uzależnionych? Riedel ćpał, twój bohater chlał, Religa był pracoholikiem i jaraczem. Masz ciągoty w kierunku bohaterów, którzy ćpają. Powiedz o tym, otwórz się! - zaczął Wojewódzki.
- Ja sam się nie wybieram, ale pewnie to widzą - stwierdził Kot.
- Ale skąd reżyserzy wiedzą, że jesteś uzależniony? - brnął dalej showman.
- Jak się przeczyta wnikliwie jakiś wywiad, to większość aktorów mówi, że granie kogoś złego czy charakterystycznego jest tysiąc razy lepsze niż druga strony mocy. W filmie "Żyć nie umierać" była tylko jedna taka "alkoholowa scena". Później Bartosz Kolano, czyli ta postać jest trzeźwym facetem. Strasznie walczy o swoje życie, o nadrobienie go - wyjaśnił aktor.
Nie jest tajemnicą, że dziś Kot, który uznawany jest niewątpliwie za gwiazdę, może pozwolić sobie na wybór tylko tych najciekawszych i najlepszych propozycji. Tym trudniej uwierzyć, że nie zawsze tak było.
Nie zawsze był gwiazdą
- Lubię cię, ale muszę zadać to pytanie: chałturzyłeś kiedyś? - ciekawił się prowadzący.
- Oczywiście, że tak. Wiem, jak to jest być podupadłym aktorem. Taka była rzeczywistość. Byłem gościem w sombrero i ponczo i rozdawałem ludziom chipsy w supermarkecie. Nikt mnie wtedy nie kojarzył. Pamiętam, że z tym gościem, który zawsze mi dawał kostium, śmiał się: "no, może cię kiedyś zobaczymy w telewizji". Prowadziłem też namioty piwne nad morzem, bo dobrze mi idzie opowiadanie dowcipów. Miałem mikrofon i zabawiałem ludzi. Wtedy nie było czegoś takiego jak stand-up, ale czułem się tak trochę jak stand-upowiec - przyznał szczerze aktor.
Ale to nie wszystko, czym w przeszłości zajmował się gwiazdor. Do tej pory trzymał tę informację w sekrecie. Jego tajemnicę zdradziła Wojewódzkiemu... żona artysty.
Docenia to, co ma i nie odcina się od przeszłości
- Tomek Kot na taczkach wywoził ruskie g*wno! W ten sposób odzyskiwaliśmy niepodległość - zaczął showman.
- Tak. Miałem 17 czy 18 lat i jakaś firma przejęła budynki poradzieckie. Pojechałem tam dorobić sobie na wakacje i to była bardzo ciężka robota. Wdzięczny jestem losowi za to, bo zrozumiałem, czego nie chcę robić do końca życia. Pomyślałem sobie: "kombinuj chłopaku, pracuj". Jak się robi takie rzeczy i się dorabia, to bardzo często jest tak, że nie potrafię odpuszczać, więc nawet jak udawałem np. Statuę Wolności, czy byłem Mikołajem...
- Udawałeś Statuę Wolności? Masz warunki! - przerwał Wojewódzki.
- Tak. Do dzisiaj nie mogę chodzić do klubów i dyskotek, bo mam jakiś uraz. Ciągle przy tych głośnikach stałem, udawałem tę Statuę, byłem cały zielony, miałem rogi. W pewnym momencie przychodzi taka myśl: "kiedy to się skończy?", więc masz inny smak tych chwil, które teraz są - powiedział artysta.
- Jesteś największym polskim aktorem - podsumował z podziwem Wojewódzki.
Trudno nie zgodzić się z tymi słowami.
AR