Black Eyed Peas nie mieli być jedyną dużą gwiazdą na "Sylwestrze Marzeń". Tak przynajmniej przebąkiwali pracownicy TVP. I rzeczywiście, pod koniec imprezy na telebimie pojawił się Wojciech Szczęsny. Ale to, co wydarzyło się potem, przeszło najśmielsze oczekiwania widzów.