Olga Frycz o pracy na planie "M jak miłość". "Ludzie przychodzili do pracy sfrustrowani, nienawidzili jej"
Aktorka kilka miesięcy temu zrezygnowała z pracy na planie serialu. Wówczas nie podała konkretnych powodów swojego odejścia.
Okazuje się, że Olga Frycz miała dość panujących na planie warunków. Jako młoda aktorka czuła się wykorzystywana. Poza tym w czasie zdjęć panowała nerwowa atmosfera. O wszystkim gwiazda opowiedziała w najnowszym wywiadzie dla "Twojego Stylu".
- Robiliśmy po dziesięć scen dziennie, pracowałam dłużej, niż miałam zapisane w umowie. Aktorki, które mówiły, że mają dzieci i muszą zwolnić nianię, słyszały: "A co, wyjdziesz z planu? Wielka pani gwiazda?". Nikt nikogo nie szanował, były wrzaski. Ludzie przychodzili do pracy sfrustrowani, nienawidzili jej, ale bali się odejść, bo dziecko i kredyt. Dostosowywałam się, (...) ale uwierała mnie ta sytuacja. Miałam 30 lat i byłam sfrustrowana. Straciłam radość z grania. W pewnym momencie poczułam, że dostosowywanie sie ma granice. Nie mogę tego robić w nieskończoność, bo tracę szacunek do siebie - powiedziała.
Postanowiliśmy skontaktować się z produkcją serialu "M jak miłość". Błyskawicznie otrzymaliśmy odpowiedź na zarzuty Olgi Frycz.
- Jesteśmy zdziwieni słowami Olgi Frycz, ponieważ przez te 5 lat nie zgłaszała do nas ani do swojego agenta żadnych skarg. Jedyne uwagi, jakie usłyszeliśmy, dotyczyły przebiegu fabularnego jej wątku. Wiele osób pracujących na planie serialu "M jak miłość" ma swoje trudniejsze momenty i wtedy staramy się ich wspierać. W szczególności wspieramy młode mamy, które mają w kontraktach specjalne zapisy i często dzieci przebywają razem z nimi na planie - powiedziała Karolina Baranowska z MTL Maxfilm.
Słowa aktorki skomentowała także Anna Mucha, która ma dwójkę dzieci i wciąż gra w "M jak miłość". Gwiazda stanęła w obronie produkcji, twierdząc, że w trudnych momentach zawsze mogła liczyć na twórców telenoweli.
- Kochani, oglądając seriale, czytając doniesienia z kolorowej prasy, plotki i ploteczki, widzicie tylko promil naszej pracy. Przyznaje - nie zawsze jest kolorowo i nie zawsze jest tak, jakbyśmy sobie to „wymarzyli”. Ta praca to praca z ludźmi i wśród ludzi! Jak wiadomo bywamy różni ;) Jedni widzą szklankę do połowy pustą, inni się cieszą, że mają z czego pić. Ja należę do tej drugiej grupy. Choć nie zawsze jest lekko i przyjemnie, mam świadomość, że jestem częścią korporacji i wielkiej fabryki marzeń Muszę powiedzieć, że są gesty, których się nie zapomina. Przez dwadzieścia kilka lat pracy w tym zawodzie jedynie (!) Tadeusz Lampka, Ilona Łepkowska i Alina Puchała byli tymi, którzy okazali mi zrozumienie i pomoc w trudnych sytuacjach życiowych. Nie wyrzucili mnie z serialu, gdy potrzebowałam odpocząć i daleko wyjechać, z radością przyjęli informacje o moich kolejnych ciążach, a przede wszystkim dali mi poczucie, że mam dokąd wracać! (sic!!!) To ważne dla matki, która chce, lubi i musi pracować. Mało! Choć wtedy pracowałam w konkurencyjnej produkcji zaprosili mnie na kilka dni zdjęciowych, zasłaniając mój brzuch biurkiem i komputerem. Takich rzeczy się nie zapomina! Jak mawia Ilona Łepkowska: z niewolnika nie ma pracownika - podsumowała we wpisie na Instagramie (zachowano oryginalną pisownię).
Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że produkcja toczyła rozmowy z agentem Olgi Frycz, który przyznał, że jego podopieczna nie zgłaszała mu żadnych uwag.