"Klan": Aldona Orman otarła się o śmierć!
Tuż przed wakacjami **Aldona Orman** powróciła do obsady **„Klanu”** i postanowiła podzielić się z widzami dramatyczną historią swojego życia.
Aktorka wierzy, że ktoś nad nią czuwa
Tuż przed wakacjami Aldona Orman po kilku latach przerwy ponownie dołączyła obsady „Klanu”. Powrót jej bohaterki wywołał w serialu oraz w rodzinie Lubiczów spory zamęt.
Aktorka znowu walczy o miejsce w mediach, postanowiła więc podzielić się z widzami dramatyczną historią, w której wyjaśniła, dlaczego na jakiś czas odeszła z „Klanu”.
Przyznała również, że w obliczu wielkich niebezpieczeństw czuwa nad nią... Anioł Stróż. Orman zwraca się do niego za każdym razem, gdy w jej życiu pojawiają się problemy.
Orman wyznała, że narodziny córki były dla niej niezwykłym cudem. Po pokonaniu śmiertelnej choroby żyła w przekonaniu, że nie może mieć dzieci.
Co się wydarzyło, że dzisiaj jest szczęśliwą mamą małej Idalii? Jak udało jej się wygrać ze śmiercią?
Walka o życie
Rola Barbary Mileckiej przyniosła jej dużą popularność. Jednak o mały włos, a widzowie nigdy nie zobaczyliby jej w „Klanie”.
- Byłam wyczerpana, rozstanie z mężem sporo mnie kosztowało – w sensie psychicznym i fizycznym. Jednocześnie potwornie się bałam zaczynać wszystko od nowa. Było we mnie bardzo dużo niepewności i lęku. Zachorowałam. Doszło do ogólnego zakażenia organizmu, o czym nie miałam pojęcia. Chodziłam od lekarza do lekarza. Któregoś dnia dopadły mnie straszne bóle. Była późna noc. A potem zapadła ciemność, straciłam przytomność – opowiadała niedawno w „Vivie”.
Pokonała śmiertelną chorobę
Nic nie wskazywało na to, że jest śmiertelnie chora. Potem długo nie wierzyła, że uda się jej odzyskać zdrowie.
- Po południu zadzwoniła koleżanka. Nie odbierałam telefonu, więc przyjechała do mnie z mężem. Wyważyli drzwi. Zawieźli mnie do szpitala, gdzie dopiero po czterech dniach odzyskałam świadomość. To była sepsa. Przypłaca ją życiem 96 proc. ludzi, tylko garstkę daje się uratować, więc życie zostało mi darowane po raz drugi – powiedziała.
Wsparcie producenta
Aktorka przyznała, że pomogły jej nie tylko nadprzyrodzone siły, ale również ekipa „Klanu”.
- Człowiekiem o wielkim sercu okazał się pan Karpiński, producent serialu. Mógł na mnie nie czekać, mógł rolę dać innej aktorce. Ale dał mnie i w dodatku przymykał oko, kiedy w tym czasie bardzo często źle się czułam. Mój rytm życia wtedy to dwa tygodnie w szpitalu, dwa poza nim – wspominała.
Po pewnym czasie okazało się, że nawet wyleczona choroba może mieć dramatyczne skutki w przyszłości.
Wielki cud
- Miałam nigdy nie urodzić dziecka po tej chorobie. Ale... niezbadane są plany Boga wobec nas. I stał się cud! Cztery lata temu urodziłam córkę Idalię. Kiedy więc mnie ktoś pyta, czego w życiu mi życzyć, odpowiadam, że tego, co wszystkim. Przede wszystkim zdrowia, no i szczęścia w realizacji marzeń i planów – odpowiedziała Orman.
Dziś czuje się silniejsza
Gwiazda „Klanu” uważa, że Anioł Stróż, który nad nią czuwa, jest odpowiedzialny również za jej powrót do Polski i do serialu. Nie przejmuje się negatywnymi plotkami na swój temat.
- Kopniaki, które kiedyś dostawałam od losu, bardzo mnie bolały. Kiedy upokarzano mnie i wymyślano na mój temat zawistne plotki, zaciskałam zęby i szłam do przodu. Codziennie prosiłam Boga, żeby wysłał mi na ziemię Anioła Stróża. I moje modlitwy zostały wysłuchane. Mocna wiara w Boga daje mi ogromną moc – podsumowała.