Karolak zafundował widzom jazdę bez trzymanki. "SNL Polska" się rozkręca!
20.01.2018 22:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na ten odcinek warto było czekać. Tomasz Karolak świetnie wpisał się w formułę "SNL", ale odcinek obfitował nie tylko w jego popisy. Niespodzianek było więcej!
Od początku więc było wiadomo, że Karolak zagwarantuje widzom jazdę bez trzymanki. - W pierwszym odcinku pojawił się mój przyjaciel, Piotrek Adamczyk. Zaraz ktoś rzucił, że tylko Karolaka brakuje, więc jestem. Jeszcze tylko Szyc i będziemy mieli komedię romantyczną! – rzucił ku uciesze zgromadzonej w studiu publiczności.
Trzeba przyznać, że bardziej niż jako prowadzący, sprawdzał się w skeczach. Tam pozwalał sobie na dużo więcej niż zazwyczaj. Niewybredne teksty w skeczach ubawiły go na tyle, że kilka razy brakowało naprawdę niewiele, żeby się "zagotował". Wesołość wzięła górę, szczególnie gdy wystąpił jako król Salomon. Publiczność nie mogła powstrzymać się od śmiechu widząc go w starożytnym stroju, a on sam resztkami powagi doprowadził skecz do końca.
Wcześniejsze gagi wypadły zdecydowanie dużo lepiej. Trzeba zaznaczyć, że szczególnie w tym odcinku oberwało się "Koronie królów". Już pierwszy skecz był osadzony w realiach serialu. Prowizorycznie zaaranżowana scenografia i stroje z odmętów garderoby świetnie zilustrowały wszystkie zarzuty wobec słynnej już produkcji TVP. Karolak w tym skeczu natomiast był świetny. Jako ojciec Aldony miał w sobie odrobinę dumy władcy, ale i też sporo ojcowskiej krytyki, jaką ma w "rodzince.pl" wobec swoich dzieci. Tu także rozstawiał dzieci po kątach i za wszelką cenę chciał umówić Aldonę z sąsiadem Kazimierzem.
Co ciekawe, Kazimierza zagrał Mateusz Król, rzeczywiście wcielający się w Kazimierza Wielkiego w "Koronie". Warto też dodać, że prywatnie jest ukochanym Aldony, czyli Laury Breszki. Zakochani bezbłędnie weszli w role rodem z telenoweli. – Powiedz słowo na "c"– rzuciła wypinająca się kusząco Aldona. – Chrystianizacja – odparł obiecujący chrzest Litwinom Kazimierz ku aplauzie publiki. Niewątpliwie, to był najbardziej udany skecz odcinka.
Tomasz Karolak natomiast, zapowiadając, że będzie sobą, pokazał widzom swoje "50 twarzy". Bezbłędnie zagrał największą zmorę, jaka może się przydarzyć pacjentowi – "złośliwego Karolaka" przyklejonego niczym syjamski brat do człowieka. W finale z kolei popisał się sporym opanowaniem i talentem do opowiadania o filmach dla dorosłych jak o arcydziele, gdy w duecie z Breszką-Torbicką wystąpił w zupełnie nowym telewizyjnym formacie "Kocham porno".
Trzeba przyznać, że polska wersja „SNL” z odcinka na odcinek się rozkręca. Warto śledzić program dla choćby coraz bardziej ciętych komentarzy w „Weekend Update” czy coraz bardziej wymyślnych skeczy. Czekamy na więcej!