''Kac Vegas 3'': Nasza recenzja
Niesmak niezapity klinem
Pozwalam sobie na umiarkowanie subtelne porównanie, bo też i sam ‘’Kac Vegas III’’ finezją i wyrafinowaniem nie grzeszy
Podstawową czynnością, jaką robi człowiek, który budzi się rano na kacu (albo wciąż na bani), jest klin. Można próbować dziesiątek innych sposobów – na przykład coli z lodem i cytryną, długich pryszniców, łykania "painkillerów" na potęgę lub wydalania wszelkimi możliwymi drogami – ale nic nie przywróci nas do życia tak jak klin.
Takim klinem, po słabej kontynuacji całkiem przyzwoitego "Kac Vegas", powinna być część trzecia. Mierny i do bólu wtórny bangkocki "Kac…" odbija się niektórym fanom oryginału po dziś dzień, więc rzeczą logiczną było przywrócenie dobrego imienia serii w kolejnej odsłonie. Tego jednak nie sposób uświadczyć – złego uczucia nie wyleczymy, a sam seans będziemy chcieli czym prędzej wymazać z pamięci.