Jego tragiczna śmierć była dla wszystkich szokiem!
24 stycznia minęło 11 lat od śmierci Waldemara Goszcza. Aktor zginął w okolicach Ostródy. Podczas wyprzedzania jego auto zderzyło się z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem.
11. rocznica śmierci Waldemara Goszcza
Wstydliwe początki?
Swoją przygodę z show-biznesem zaczynał od pracy modela. Z modowego wybiegu szybko trafił na ekrany. Swoją twarzą promował znane marki i produkty.
Zarzucano mu, że tak, jak jego koledzy po fachu, nie reprezentuje sobą zbyt wiele...
- Pracowałem tylko z topowymi modelami i nie znam żadnego, który by nie skończył studiów. Są wśród nich adwokaci, architekci i lekarze. To taki sam idiotyczny przesąd, jak to, że Polska jest częścią Rosji - tłumaczył na jednym z czatów.
To właśnie m.in. z powodu mało pochlebnej opinii na temat wykonywanego przez siebie zawodu, zdecydował się spróbować czegoś nowego.
Co ich łączyło?
Tak trafił m.in. na plan serialu "Adam i Ewa". Główni bohaterowie serii szybko stali się ulubieńcami publiczności. Kolorowa prasa rozpisywała się na temat domniemanych bliskich relacji łączących aktorów wcielających się w tytułowe postaci.
Goszcz i Katarzyna Chrzanowska nigdy nie potwierdzili jednak tych sensacyjnych doniesień. W wywiadach zapewniali, że łączy ich tylko przyjaźń.
Waldemar zawsze podkreślał, że koleżanka z planu jest piękną kobietą, aczkolwiek nie do końca w jego typie.
Mieszane uczucia
Chociaż większość fanów serialu Polsatu ciepło przyjęła przystojnego modela, nie wszystkim przypadł do gustu. Zarzucano, że jego gra aktorska pozostawia wiele do życzenia i że lepiej od niego zagrałby jakikolwiek absolwent "filmówki". Goszcz nie brał jednak tych słów do siebie.
- Twórcy, którzy przyjechali z Kolumbii, szukali przez 3 miesiące odtwórcy głównej roli wśród aktorów ze szkół. 16 godzin dziennie na planie bez przerwy. Dwadzieścia stron tekstu do zapamiętania na następny dzień. Nie wystarczy być aktorem - bronił się na jednym z internetowych czatów.
Chciał spróbować czegoś nowego
Grę w serialach traktował jak trampolinę, która miała pomóc mu się wybić w show-biznesie. Nie chciał skupiać się wyłącznie na występach w telewizji. Miał inne plany. Marzył o roli w dużej produkcji.
- Chciałbym zagrać w filmie fabularnym, gdzie będę miał dosyć czasu na przygotowanie tego, co mam zagrać. W serialu go nie mam.
Wiedział, czego chce
Nigdy nie spoczywał na laurach. Uważał, że tylko ciężką pracą jest w stanie coś osiągnąć. Wiedział, że sława nie trwa wiecznie, dlatego miał na życie plan awaryjny.
Był już popularnym aktorem, gdy postanowił pójść na studia z zakresu zarządzania i marketingu. Miał nadzieję, że zdobyta wiedza pozwoli mu lepiej pokierować karierą.
Kariera muzyczna
Był nie tylko aktorem i modelem, ale także piosenkarzem. Muzyka była chyba jego największą pasją.
W 1997 roku wraz z Markiem Sośnickim założył zespół Hi Street. Przez trzy lata zagrali ponad 400 koncertów. Pojawili się m.in. na festiwalu w Opolu. Wraz z telewizyjną Dwójką byli inicjatorami i twórcami hymnu akcji "I Ty możesz zostać Świętym Mikołajem".
W listopadzie 2001 roku ukazała się jego debiutancka płyta zatytułowana po prostu "Waldek Goszcz".
Idealny kompan
Wszyscy, którzy go znali, podkreślają jedno - Goszcz był duszą towarzystwa. Na imprezach promocyjnych oblegały go nie tylko rzesze zagorzałych fanów, ale i gwiazd, które uwielbiały spędzać u jego boku czas.
- Waldek kochał życie, czerpał z niego pełnymi garściami. Pogodny, uśmiechnięty, zawsze tryskał pozytywną energią. Miał ambicje i nieprawdopodobną chęć uczenia się. Na planie "Adama i Ewy" stawiał pierwsze kroki jako aktor. Przez rok pracy zrobił szalone postępy. Był serdeczny i uczynny - wspominała go Tamara Arciuch.
Nie myślał tylko o sobie
Nawet, gdy był już gwiazdą, nigdy nie zapominał o osobach, które radziły sobie w życiu gorzej od niego.
- Dużo wyniósł z domu. Zawsze była mowa, że należy pomagać biedniejszym od siebie. Żeby nie dać się wykorzystać, ale, jeżeli można, wspierać innych ludzi. Taki był... do końca... - wspominała syna jego mama, Zofia Goszcz.
Serdeczny i zawsze uśmiechnięty - właśnie takiego go pamiętamy.