"Janosik": Od Franka Dolasa do serialowego Murgrabiego
Widzowie kojarzą Mariana Kociniaka przede wszystkim z niezapomnianej kreacji w "Jak rozpętałem II wojnę światową". Mimo zawodowych sukcesów pozostał skromnym człowiekiem, który unika mediów i nie lubi mówić o sobie, a miałby o czym opowiadać. Co dziś dzieje się z artystą?
Co się dzieje z Marianem Kociniakiem?
Przeżył koszmar
Kociniak rzadko wypowiada się na temat swojego życia prywatnego, o którym wiemy raczej niewiele. Los parokrotnie boleśnie go doświadczał. Już będąc dzieckiem poznał, co to ból, głód i cierpienie. Jego dzieciństwo przypadło bowiem na tragiczny czas II wojny światowej.
- Pierwsze wspomnienia z dzieciństwa? Koszmar okupacji. Pamiętam Niemców, którzy szli z miotaczami ognia i podpalali wszystkie domy na Dolnym Mokotowie, gdzie mieszkaliśmy... Tego się nie zapomina! Miałem wtedy 6 lat. A kiedy nasz dom już się palił, z rodzeństwem i rodzicami ruszyliśmy w kierunku Pyr. Ojciec w takiej starej cegielni znalazł tam dla nas schronienie. Spaliśmy na słomie, koczowaliśmy tak przynajmniej przez rok, do wyzwolenia Warszawy. Przeżyliśmy tam straszną zimę, straszną biedę. Chodziło po nas tysiące wszy. Miałem na głowie krwawy czerep, nie było lekarstw, matka zrywała mi go. Miałem wtedy jedno marzenie. Najeść się! - wspominał w jednym z nielicznych wywiadów dla "Super Expressu".
O mały włos!
Po wojnie miał jasny plan na przyszłość. Rodzice chcieli, by jak najszybciej skończył szkołę i zaczął zarabiać, by móc wspierać rodzinę. Mało brakowało, a nie zostałby aktorem, ale... ślusarzem!
Jak wspomina, uczęszczał do technikum budowy silników samolotowych przy ulicy Hożej w Warszawie. To tam trafił do kółka dramatycznego, założonego przez polonistkę. Dzięki wsparciu nauczycielki udało mu się przekonać rodziców, że drzemie w nim ogromy talent, który powinien rozwijać.
Z przedstawieniami, w których grał główne role, zjechał pół Polski.
- To mi pomogło zdać do szkoły teatralnej.
Sukces był mu pisany
Kociniak jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. W filmie zadebiutował w 1960 roku epizodem u Andrzeja Wajdy w "Niewinnych czarodziejach". Na przełomową dla siebie rolę czekał blisko dekadę. Przez ten czas podziwiać go można było w spektaklach Teatru Telewizji i na deskach Teatru Ateneum, z którym jest związany do dziś. Co ciekawe, to właśnie na scenie wypatrzył go reżyser, a zarazem autor scenariusza filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową".
- Praca przy tym filmie była dla mnie wielkim wyróżnieniem, a rola z całą pewnością dała mi nieprawdopodobną rozpoznawalność i popularność, choć dla tych, którzy chodzą do teatru, byłem znany już wcześniej. Właśnie dzięki teatrowi dostałem tę rolę! Dzięki Bogu, Tadeusz Chmielewski, kocha teatr. Przyszedł do Ateneum i tak zostałem Frankiem. Bez castingu. Byłem jedynym typem! Zrobiłem 40 filmów, a ta jedyna rola zrobiła furorę.
Niezapomniany serialowy bohater
Produkcja o losach Franka Dolasa stała się hitem. Wyświetlany w kinach film został podzielony na części i trafił także na mały ekran, na którym co jakiś czas powraca do dziś.
Na kolejne interesujące zawodowe propozycje Kociniak nie musiał długo czekać. Szybko upomnieli się bowiem o niego twórcy seriali.
Aktor znany jest jako pechowy Murgrabia z serialu "Janosik" Jerzego Passendorfera, zaś w serialu "Jan Serce" był najbliższym przyjacielem tytułowego bohatera.
Jest co wspominać!
Aktor miło wspomina czasy występów w "Janosiku". Chociaż praca na planie zajęła sporo czasu, nikt nie narzekał.
- To trwało piekielnie długo Siedzieliśmy w górach kilka lat.
Aktorzy tworzyli zgrany zespół, jednak zdarzały się wyjątki. Jak wspomina Kociniak, poza kamerami przyjaźnił się przede wszystkim z Witoldem Pyrkoszem, serialowym Pyzdrą, obecnie znanym przede wszystkim dzięki roli Lucjana w "M jak miłość".
Na uboczu trzymał się natomiast Marek Perepeczko, którego zainteresowania zdecydowanie różniły się od innych.
- On od nas trochę stronił. On wtedy interesował się głównie swoim ciałem - wspominał po latach z uśmiechem na twarzy ekranowy Murgrabia.
Ma problemy ze zdrowiem
Mimo że w kolejnych dekadach zapisał na swoim koncie wiele znakomitych telewizyjnych i filmowych kreacji, m.in. występując w "Panu Tadeuszu" Andrzeja Wajdy, żadna z nich nie przyćmiła roli w komediowym hicie sprzed lat. Ostatni raz podziwiać go można było na ekranie w 2013 roku w serialu "Głęboka woda", w którym zagrał profesora Nowakowskiego.
Niestety, do mediów dociera coraz więcej informacji na temat pogarszającego się zdrowia artysty. W 2010 roku aktor niespodziewanie trafił do szpitala, gdzie został poddany skomplikowanej operacji usunięcia fragmentu jelita grubego.
To jednak niejedyne zmartwienie Kociniaka.
Lata mijają, a on wciąż nie traci humoru
Niedawno artysta wyznał, że ma spore problemy z poruszaniem się.
- Ledwie powłóczę nogami... Bolą mnie stopy, palce... Medycyna tu nie pomoże, to starcze zmiany - wyznał na łamach "Super Expressu".
Aktor nie ma jednak zamiaru użalać się nad sobą. Wciąż stara się być aktywny. Nie odmówił nawet udziału w spotkaniu z okazji 45. rocznicy emisji filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową", na którym udowodnił, że ma ogromny dystans do siebie.
Wybitny aktor o wielkiej osobowości
- Jestem chłopakiem z warszawskiego Mokotowa. Z Frankiem łączy mnie bardzo wiele, głównie cwaniactwo, smykałka do interesów i ten zbójecki błysk w oku. Patrzę na niego i widzę pięknego, kruczoczarnego chłopaka, a dziś, kiedy spoglądam w lustro dostrzegam jedynie starego dziada - opowiadał z rozbawieniem na temat granego przez siebie bohatera.
W tym roku Marian Kociniak świętował 78. urodziny. Aktor coraz rzadziej pojawia się na ekranie. Jego zdaniem nie ma dobrych scenariuszy, a poza tym role w serialach w ogóle mu nie odpowiadają.
Artysta dzieli więc czas między ukochane wnuki i występy w teatrze.