"Barbara i Jan": jak dziś wygląda życie Janiny Traczykówny?
Janina Traczykówna od dziecka wiedziała, że jej przeznaczeniem jest teatralna scena. To na niej przez ponad pięćdziesiąt lat spełniała się w wymarzonym zawodzie aktorki.
Kiedyś wielka aktorka, a dziś?
Uhonorowana przez ZASP
Janina Traczykówna urodziła się 16 maja 1930 roku we Włodawie. W 1953 roku ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie, a dokładnie 21 listopada tego samego roku zadebiutowała rolą Stelli w "Fantazym" Juliusza Słowackiego w Teatrze Polskim w Szczecinie. Kilka lat później jej talent został doceniony przez Związek Artystów Scen Polskich. Aktorka została uhonorowana specjalną nagrodą im. Stefana Jaracza.
Od zawsze związana z teatrem
W 1955 roku Traczykówna wyjechała ze Szczecina i przeprowadziła się do stolicy. Przez kolejnych trzydzieści siedem lat związana była ze sceną stołecznego Teatru Dramatycznego. Na warszawskiej scenie wcieliła się m.in. w rolę Julii w spektaklu "Romeo i Julia" Williama Szekspira, Rei w "Romulusie Wielkim" Friedricha Dürrenmatta oraz flecistki w "Rzeźni" Sławomira Mrożka.
Grała z najpopularniejszymi aktorami
Choć aktorka kochała teatr i spotkania z żywo reagującą publicznością, uwielbiała również pracę przed kamerą. I tak, rok po ukończeniu PWST, wystąpiła u boku Hanki Bielickiej i Zbigniewa Skowrońskiego w filmie "Celuloza" w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. Od tej pory każda jej kolejna kreacja filmowa spotykała się z uznaniem krytyków.
Rozkochiwała w sobie mężczyzn
Choć wystąpiła w kilkudziesięciu produkcjach (m.in. "Ludzie z pociągu", "Noce i dnie", "Brunet wieczorową porą", "Miś"), w pamięci widzów zapisała się jako Barbara Raczyk w pierwszym serialu komediowo-sensacyjnym "Barbara i Jan". To właśnie ta kreacja przyniosła jej największą popularność i zachwyt męskiej części publiczności. Aktorka nie była jednak zainteresowana ofertami wzdychających do niej mężczyzn. Dlaczego?
Stworzyła duet z Janem Kobuszewskim
Gdy Traczykówna otrzymała propozycję zagrania u boku Jana Kobuszewskiego, nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Jej uwaga skupiła się wyłącznie na nim. Była nawet skłonna zagrać za darmo, byle tylko uczyć się warsztatu i móc współpracować z najlepszymi aktorami. A takim był dla niej właśnie Kobuszewski.
Ostatecznie artystka otrzymała niewielkie wynagrodzenie za swoją pracę. Powodem niskiej gaży nie była jednak jej fascynacja gwiazdorem, ale skromny budżet produkcji.
- Pamiętam, że na planie występowaliśmy w prywatnych ubraniach. Na wszystko brakowało pieniędzy. Zdjęcia przez trzy miesiące kręcono w fabryce na warszawskiej Woli – powiedziała na łamach tygodnika "Rewia".
Zdobyła ogromną popularność
Gdy serial "Barbara i Jan" trafił na ekrany, Janina Traczykówna zyskała status gwiazdy. Jak wspominała w rozmowie z "Rewią", ekspedientki w sklepach obsługiwały ją poza kolejnością, a jej nazwisko figurowało w kontekście najpopularniejszych aktorek. Jej charakterystyczny dziecięcy głos przestał kojarzyć się wyłącznie z bohaterami filmów dla dzieci i młodzieży.
Niezapomniana kreacja w ''Dniu świra''
Młodsze pokolenie pokochało Janinę Traczykównę, gdy wcieliła się w rolę matki Adasia Miauczyńskiego w "Dniu świra" oraz "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". To właśnie z jej ust padły słowa, które do dziś cytuje wielu fanów produkcji: "Zupę zjedz, talerz gorącej, pomidorowa, przynajmniej dobra".
O popularności i aktorskim kunszcie Traczykówny może również świadczyć fakt, iż artystka została nominowana do Polskich Nagród Filmowych w kategorii "drugoplanowa rola kobieca" w "Dniu świra" oraz uhonorowana Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Dziś stroni o show-biznesu
Po sukcesie obu produkcji w reżyserii Marka Koterskiego, artystka nieoczekiwanie uznała, że nadszedł czas, aby pożegnać się z widzami i ustąpić miejsca na scenie debiutantom. Jak obiecała, tak zrobiła. Ostatni raz przed kamerami pojawiła się w 2009 roku w filmie "Ostatnia akcja". Później przeszła na zasłużoną emeryturę.
W przeciwieństwie do wielu gwiazd szklanego ekranu, aktorka unikała skandali i miłosnych podbojów. W 1953 roku zakochała się w Witoldzie Skaruchu, z którym spędziła wspólnie kolejne pięćdziesiąt siedem lat. Gdy w 2010 roku małżonków rozdzieliła śmierć mężczyzny, Traczykówna długo nie mogła pogodzić się z odejściem ukochanego męża.
- Świetnie się uzupełnialiśmy. Mąż był duszą towarzystwa – wspominała na łamach "Rewii".
Obecnie 84-letnia artystka odpoczywa od świateł sceny i sławy w domu pod Białobrzegami.