Anna Dereszowska: Kieruj się sercem...
Po wielkim sukcesie „Lejdis”, kolejną rolą, którą przyjęła Anna Dereszowska była - rola mamy. Dziś Lenka ma już ponad roczek i jest oczkiem w głowie mamy i taty, czyli Piotra Grabowskiego. Choć macierzyństwo to zadanie niezwykle absorbujące, aktorka wciąż jest bardzo aktywna zawodowo.
Regularnie widujemy ją w serialach: „Złotopolscy” i „Tylko miłość”. A już niebawem telewizja przystąpi do emisji kolejnych produkcji z jej udziałem – owianego tajemnicą „Naznaczonego”, oraz serialu w reżyserii Waldemara Krzystka „...ten ratuje cały świat”, gdzie aktorka nie tylko zagra, ale i zaśpiewa! Ale to nie wszystko! Na dużym ekranie zobaczymy ją w komedii szpiegowskiej „Komisarz Blond i wszystko jasne” oraz w komedii romantycznej „Randka w ciemno”. Jednym słowem, w zawodowym i prywatnym życiu aktorki, wszystko gra. Może dlatego, że kieruje się sercem...?
28.07.2009 14:23
**
Jakiś czas temu byłam świadkiem jak Pani córeczka Lenka, mająca niewiele ponad roczek, z wielkim zaangażowaniem oklaskiwała Piotra Fronczewskiego, kiedy wręczano mu nagrodę. Wygląda na to, że już od kołyski zna się na sztuce i potrafi docenić prawdziwy talent. Często zabieracie ją do teatru?**
Kilka razy Piotr zabrał ją ze sobą na próby do Teatru Narodowego. Była pierwszym widzem "Lekkomyślnej siostry" i wówczas biła brawo Zbyszkowi Zamachowskiemu(śmiech). Lenka lubi wychodzić do ludzi, uwielbia towarzystwo. Jest otwartym, pogodnym, dzieckiem. Jedynie gdy jest głodna, zaczyna marudzić. Poza tym nasze dziecko lubi wyjazdy, więc z czystym sumieniem możemy ją zabierać niemal wszędzie.
**
Toteż zabieracie ją ze sobą na plan filmowy. Ostatnio towarzyszyła wam na planie filmu "Komisarz Blond i wszystko jasne", w którym gracie razem z Piotrem parę super szpiegów.**
Tak, zabraliśmy ją na tydzień na Mazury. Było to możliwe tylko dzięki naszej niani. Tak się bowiem złożyło, że mieliśmy zdjęcia nocne i za dnia odsypialiśmy. Lenkę widywaliśmy więc tylko przez chwilę. Mamy na szczęście fantastyczną nianię, która ogromnie nam pomaga. W przeciwnym razie z wielu rzeczy musielibyśmy zrezygnować. I tak by się stało, bo Lenka jest dla nas najważniejsza.
**
Czy tak cudowną nianię wyłoniliście w ramach castingu...**
Pewnie jak wszyscy rodzice poszukujący niani przeprowadziliśmy mini casting. Była to pierwsza niania, która do nas przyszła. Potem było jeszcze kilka wcześniej umówionych kandydatek, ale Piotr, który ma fantastyczne oko do ludzi, zdecydował od razu. Myślę, że rodzice podświadomie wyczuwają jakim człowiekiem jest osoba, której chcą powierzyć dziecko w opiekę.
**
Tak się złożyło, że wszystkie Lejdis - poza Edytą Olszówką - prawie w tym samym czasie zostały mamami. Czy wymieniacie między sobą poglądy i konsultujecie się w sprawach wychowawczych...**
Oczywiście! Podpowiadamy sobie to i owo. Spotykamy się, wymieniamy uwagi. Wiadomo jednak, że macierzyństwo to dość intuicyjna sprawa i nie można ślepo kierować się tym, co radzą znajomi, albo co się przeczytało w książkach.
**
Czy Lenka widuje się z Wandzią, córeczką Magdy Różczki. Są w końcu rówieśniczkami...**
Znają się i lubią, a teraz, odkąd mieszkamy blisko siebie widują się znacznie częściej...
**
Częściej też będzie pewnie można zobaczyć Lejdis z wózeczkami w pobliskim parku...**
Jeśli tylko nasze kalendarze pozwolą spotkać nam się razem, na pewno (śmiech). **
A co z "Lejdis 2"? Są już przymiarki? Twórcy filmu zapewniali, że druga część "Lejdis" powstanie lada moment...a tu cisza.**
Wszystko zależy od Andrzeja Saramonowicza i Tomka Koneckiego. Niestety, panowie przestali ze sobą współpracować i postanowili nie robić razem filmów. Będą więc musieli najpierw uzgodnić między sobą kwestie prawne, by móc myśleć o kontynuacji. Pozostaje nadzieja, że szybko dojdą do porozumienia, powstanie świetny scenariusz i będziemy mogły znów we cztery wkroczyć do akcji.
**
Tymczasem w zeszłym roku miał swoją premierę niemiecki film "Hardcover" z Pani udziałem...**
Zagrałam tam polską studentkę pracującą jako tancerka w klubie. Dziewczyna tańczy na podeście i rozgrzewa publiczność. Podobne kluby coraz częściej spotyka się też w Polsce. Miałam kilka prób tanecznych z profesjonalistką w tej dziedzinie, która okazała się Polką z pochodzenia od dawna mieszkającą w Niemczech. Muszę przyznać, że była to fantastyczna przygoda. Mój pierwszy - i jedyny jak dotąd - film zagraniczny, kręcony w języku niemieckim. Życzyłabym sobie jak najwięcej takich doświadczeń. To prawdziwe okno na świat.
**
Udział w zagranicznych produkcjach wiąże się jednak ze znajomością języka obcego. Który opanowała Pani najlepiej?**
Angielski. To dość łatwy język, z którym zdążyłam się już nieźle osłuchać. Telewizja, radio - wszędzie mówi się po angielsku. Oglądając filmy staram się wybierać te bez dubbingu. Wówczas próbuję zrozumieć dialogi, wyłapuję poszczególne słowa i w ten sposób doskonalę język. Myślę, że to dobra metoda. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła wykorzystać język angielski na planie. W końcu robi się coraz więcej koprodukcji - brytyjskich, francuskich, belgijskich - więc i okazji będzie coraz więcej.
**
Znajomość języka ułatwia również poruszanie się po świecie. Należy Pani do obieżyświatów, którzy biorą plecak lub walizkę i ruszają na podbój świata...**
Chęci są - jak najbardziej (śmiech). Teraz jednak, ze względu na małą, jest to trudniejsze niż dotąd. Zdecydowanie wolę plecak i sen pod namiotem niż pobyt w ekskluzywnym hotelu. Pamiętam wiele takich niesamowitych wakacji pod namiotem - na Mazurach czy nad morzem. Potem plażowanie przez dwa dni na kocach i noce pod jakąś wiatą na sianie. Albo wędrówki po Bieszczadach z plecakami. Fantastyczne przygody! Myślę, że to najpiękniejsze wspomnienia. Pobyt w hotelu pięciogwiazdkowym jest z reguły nudny i przewidywalny. Nie ma to jak spontaniczne wypady, podczas których dzień jest niepodobny do dnia.
**
A czy ma Pani na swojej mapie podróży miejsca szczególnie ukochane...**
Mazury i Bieszczady, w których zakochałam się jeszcze w liceum i w tej miłości trwam do dziś. Żałuję, że Bieszczady są tak daleko od Warszawy. Obowiązki zawodowe i macierzyńskie nie pozwalają mi odwiedzać ich tak często jakbym chciała. Trudno ciągnąć Lenkę na weekend taki kawał drogi - jakby nie było to minimum sześć godzin jazdy samochodem. Ubolewam, że drogi w Polsce są tak kiepskie. Ciągle żyję jednak w naiwnym przeświadczeniu, że EURO 2012 sprawi cud i będziemy mieć fantastyczne autostrady.
**
Czyżby była Pani także kibicem sportowym?**
Absolutnie tak! Niestety, jestem przy okazji malkontentem i pesymistką i jakoś nie potrafię uwierzyć w to, że Polacy będą kiedyś mistrzami świata w piłce nożnej. Mecz oglądam zawsze z przeświadczeniem - "I tak przegramy...". Ostatnio Wisła dała świetny przykład, jak przegrać mecz, którego nie można przegrać. I odpadła z eliminacji, utwierdzając mnie tym samym w moim pesymizmie. **
Piotr podziela Pani sportowy pesymizm?**
Nie (śmiech). Na szczęście Piotr jest, nie tylko sportowym, ale i życiowym, optymistą. Ostatnio zaskoczył mnie swymi umiejętnościami piłkarskimi. Kupiliśmy naszej Lence gumową piłkę, a on zaczął ją podbijać, główkować, żonglować. Nie wiedziałam, że tak fantastycznie operuje piłką.
**
Może kiedyś razem sobie pogracie...**
Pewnie tak. Jestem typem chłopczycy. Wychowywałam się razem ze starszym bratem i kuzynami, więc męskie sporty są mi bliskie.
**
Przypuszczam, że w dzieciństwie stale organizowaliście sobie jakieś zawody.**
Pewnie! Pamiętam nasze wyjazdy do domku w górach niedaleko Żywca, gdzie graliśmy w badmintona i w piłkę nożną. Robiliśmy samoloty, które potem puszczaliśmy z balkonu, albo strugaliśmy z drewna statki i wodowaliśmy je na rzece. Był też oczywiście domek na drzewie, poobijane kolana i żwir wbity pod skórę...
**
Na planie filmowym emocje bywają porównywalne. Na przykład podczas kręcenia "Naznaczonego" miała Pani okazję przeżyć niejedną ekstremalną przygodę. Nie nabawiła się Pani choroby morskiej, kiedy kręciliście na jachcie sceny sztormowe...**
Ja nie, ale było kilka osób, które się nabawiły. Podobnie zresztą jak na jachcie w Nicei, gdzie mieliśmy zdjęcia do filmu "Randka w ciemno". Jeśli chodzi o "Naznaczonego", to z niecierpliwością czekam na jego telewizyjną premierę. Byłam ostatnio na postsynchronach i muszę przyznać, że wygląda to fantastycznie. Myślę, że zanosi się na hit...
**
A na komisariat w serialu "Złotopolscy" jeszcze Pani zagląda?**
Jak najbardziej, ale teraz mamy przerwę wakacyjną. Zagram również w serialu w reżyserii Waldemara Krzystka "...ten ratuje cały świat".
**
W kogo wcieli się tym razem Anna Dereszowska?**
Od razu powiem, że zależało mi na tej roli. Gram Żydówkę. Akcja dzieje się w czasie wojny, więc, jak można się domyślić, rola jest dramatyczna. Moja bohaterka żyje w getcie, jest mężatką. Tak się jednak składa, że nieszczęśliwie zakochana jest w Polaku. Wielka miłość, ale ...nie mogę więcej zdradzić. To świetnie napisany serial. Trochę szkoda, że z powodu kryzysu ograniczono budżet. W związku z tym sporo scen plenerowych, które są najdroższe w realizacji, zostało wyciętych lub zamienionych na sceny dziejące się we wnętrzach. Z powodu tego serialu mam jeszcze jeden powód do radości. Moja bohaterka jest piosenkarką, będę więc miała okazję zaprezentować na ekranie również kawałek głosu. A ponieważ śpiewanie jest moją wielką pasją, ogromie się z tej szansy cieszę. Mam jednocześnie nadzieję, że ukaże się wkrótce płyta, jaką nagrałam z zespołem Machina Del Tango. Trochę sentymentalnych, odrobinę drapieżnych i szczypta dowcipnych tang w wykonaniu świetnych muzyków.
**
Zastanawia się Pani czasem nad tym, co ukształtowało Panią jako człowieka i aktorkę?**
Z pewnością było wiele takich rzeczy. Pamiętam, co powiedziała mi macocha, kiedy zdawałam na studia. Miałam dylemat - architektura czy aktorstwo? Wtedy ona poradziła mi: "Kieruj się sercem". No i zdałam egzamin do Akademii Teatralnej. Do tej pory przypominam sobie jej słowa w momentach wymagających podjęcia ważnej decyzji. Jak dotąd mnie nie zawiodły.
**
W podróżach stawia Pani na spontaniczność. Czy w życiu też zdaje się Pani na los?**
Zdaję się na los, który do tej pory - i oby tak dalej - był dla mnie łaskawy. Owszem, jak każdy człowiek, mam też swoje plany i marzenia. Chciałabym na przykład po raz kolejny zagrać w filmie zagranicznym. Nie musi to być wcale wielka produkcja, ale warto czasem dla zdrowia i równowagi psychicznej popatrzeć z dystansem na nasze rodzime podwórko filmowe.
**
Dziękuję za rozmowę.**
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz