"Agent-Gwiazdy": szukanie grobów, chaos, kłótnie i… spotkania w windzie. "ZARAZ WAS ZABIJĘ!"
Uczestnicy mieli szansę zobaczyć agenta. "Ta winda jest granatem wrzuconym do naszego mózgu".
05.04.2017 | aktual.: 05.04.2017 09:00
Druga edycja "Agenta-Gwiazdy" przekroczyła już półmetek, uczestników jest już tylko siedmioro, co widać zarówno w powierzanych im zadaniach, jak i w interakcji między nimi. W udzielanych już po powrocie z Argentyny wywiadach wszyscy podkreślają, że atmosfera podejrzliwości zakrawająca na paranoję, którą widzimy w telewizji po montażu, naprawdę towarzyszyła im przez cały czas. Jeżeli faktycznie tak było, musiało to być wyjątkowo wyczerpujące psychicznie doświadczenie…
W poprzednim odcinku odpadła Olga Frycz, która przekazała wszystkie swoje "bonusy" Markowi Włodarczykowi - przede wszystkim należące do grupy pieniądze, bo była skarbnikiem, ale też trzy kluczyki, które udało się jej zdobyć w programie i o których nadal nie wiadomo, do czego mogą służyć.
Drużyna nadal pozostaje w Buenos Aires. Daria Ładocha została wezwana do hotelowej recepcji, gdzie czekały na nią instrukcje na temat pierwszego zadania. Nie poinformowała jednak kolegów i koleżanek, że mogą sami podzielić się na grupy, ale zrobiła to za nich, łącząc Alana Andersza z Jarosławem Kretem i licząc na to, że będą się kłócić. Mieli znaleźć groby sześciu znanych Argentyńczyków, a instruować ich miał Włodarczyk - drużyny nie mogły komunikować się między sobą, a jedynie za jego pośrednictwem. Ładocha nie zdradziła jednak, że muszą ze sobą współpracować, żeby rozwiązać zadanie, w związku z czym dość szybko zapanował niedający się okiełznać chaos.
Edyta Zając-Rzeźniczak wyznała, że nikomu nie ufa, Piotr Kędzierski nie chciał jechać taksówką, chciał "spacerować". Alan był oczywiście niezadowolony, że musiał współpracować z Kretem.
Nie dogaduję się w nim zadaniach, ja jestem typem, który działa, a nie siedzi i myśli - mówił. W pewnym momencie dowiedzieliśmy się, że musimy szukać ludzi, którzy są na banknotach, które wydaliśmy.
Nerwy szybko stracił też Kędzior, który po spotkaniu się obydwu drużyn na cmentarzu miał swoją wizję na rozwiązanie zadania: Czy mogę coś powiedzieć, po raz ostatni w tym programie? - wściekał się. Zaraz was zabiję, ciebie, ciebie i ciebie!
Później doszło do kłótni między Kretem a Anderszem, którzy po krótkim rozdzieleniu się znów nie mogli się porozumieć.
Gdzie jest Alan z telefonem, co to jest za człowiek. Zachowuje się jak agent! - narzekał pogodynek. Skalaj się myśleniem czasem!
Co ty powiedziałeś? - żachnął się Alan.
Co powiedziałem, to powiedziałem!
Dokończyć zadanie pomogła Zając-Rzeźniczak, która załatwiła "darmowy transport", uśmiechając się do kierowcy jednego z busów.
Uroda czasem pomaga w życiu a czasem nawet więcej niż troszeczkę - przyznała.
W drugim zadaniu Kinga Rusin wybrała trzy osoby, które zabrała ze sobą do jednego z najbardziej luksusowych hoteli w Buenos Aires. Zając-Rzeźniczak, Włodarczyk i Kret mogli jeść, co chcą, podczas gdy w hotelowej siłowni Andersz, Ładocha, Moro i Kędzior musieli spalić tyle kalorii, ile zjedli pozostali uczestnicy. Ostatecznie udało im się "wypocić" ponad połowę wartości kalorycznych trzydaniowego obiadu trójki ich kolegów.
Kędzior wyznał przy okazji, że nie znosi aktywności fizycznej, a w życiu kieruje się mottem Winstona Churchilla, "only whisky and cigars".
Na kilkanaście godzin przed testem na znajomość agenta uczestnicy mieli szansę spotkać się z nim twarzą w twarz. Musieli odpowiedzieć na dwa pytania i to od tych odpowiedzi zależało, kogo zobaczą po otwarciu drzwi windy.
Spotkałem się z moim ukochanym Jarkiem. Jakby mi Jarka było mało - mówił później Alan. Zadanie z windą namieszało, wyprało łby, totalnie.
Ta winda jest granatem wrzuconym do naszego mózgu - wtórował mu "ukochany" Jarek.
Z programem pożegnała się Edyta Zając-Rzeźniczak, co Odeta skomentowała słowami: I kto teraz będzie ładny w tym zespole?
Sama Edyta miała zaś nadzieję, że "przełamała kilka stereotypów o modelkach i partnerkach piłkarzy"…