"Pierwsza miłość": Strzelanina i ranni w serialu
Ci, którzy lubią poczuć adrenalinę, zobaczą wszystko na własne oczy już 18 maja (począwszy od 1312 odcinka).
22.04.2011 | aktual.: 18.04.2017 13:46
Tak mocnych emocji dawno nie było w serialu "Pierwsza Miłość". Twórcy dbają by widzowie się nudzili.
Szpital. Lekarze przekazują Pawłowi (Mikołaj Krawczyk)
dobre wieści. Stan zdrowia jego brata Mariusza (Mariusz Bąkowski), który choruje na białaczkę, z dnia na dzień się poprawia. Chłopak niedługo będzie mógł wyjść do domu. Tymczasem do szpitala, z policyjną obstawą trafia Manuel (Wojciech Medyński)
. Wykorzystuje chwilę nieuwagi personelu i wyrywa policjantowi broń. Strzela do funkcjonariusza. Wybiega na korytarz i dostrzega Pawła, który jest z Anną (Agnieszka Włodarczyk)
. Bez wahania mierzy w jego kierunku. Choć Paweł odpycha Annę, ona go zasłania. Zostaje ciężko ranna. W krytycznym stanie walczy o życie.
Strzelaninę, a potem reanimację Anny w „Pierwszej Miłości” kręcono w dwóch etapach: najpierw scenę przed strzałem, do chwili, gdy on pada, a potem momenty po. Były to jedne z tych ujęć, przy których ekipa serialu pracowała najdłużej - w sumie pięć godzin. Zużyto jakieś pół litra sztucznej krwi. Broń była naładowana nabojami gazowymi, które miały wystarczyć na 30 strzałów. Kostiumograf przygotowała dla Agnieszki Włodarczyk trzy bluzy. Jednak spodziewany efekt uzyskano szybko - zniszczono zaledwie jedną. Dla aktorów były to ekscytujące, choć jednocześnie trudne do zagrania sceny. Agnieszka Włodarczyk nie kryła obawy, że uderzenie kuli może zaboleć. – Stresowałam się też, bo pan Leszek Olbiński, pirotechnik, który zabezpieczał mnie przed strzałem, najpierw przetestował wybuch na sobie – mówiła na planie Włodarczyk. – Okazało się, że jest bardzo głośny. Wprawdzie grałam kiedyś trupa na wysypisku śmieci. Jednak scenę postrzału miałam wcześniej tylko raz w życiu, 15 lat temu – dodaje aktorka, która wspomina jak
została postrzelona w filmie „Sara”, gdzie zagrała u boku Bogusława Lindy. Dopiero po zdjęciach do nowych odcinków "Pierwszej Miłości" przyznała: - Więcej było strachu, niż to było warte. Wręcz zaniepokoiłam się tym, że nic nie bolało i nie było głośno. Chyba gdzieś z tyłu głowy ma się jednak to, że mimo wszystko to ładunek – tłumaczyła wcześniejsze obawy Włodarczyk.
Z kolei Mikołaj Krawczyk i Wojciech Medyński, nie lubią, gdy wyręczają ich kaskaderzy. – W swoim dotychczasowym życiu miałem dużo scen kaskaderskich – zachowywał spokój Mikołaj Krawczyk. – Dusili mnie już, palili... Bardzo mi się podoba, że serial ma mnóstwo scen sensacyjnych i kryminalnych – nie krył też zadowolenia. Podobnie Medyński : - To moje pierwsze strzały w karierze – ekscytował się grający Manuela aktor. – Podoba mi się. Jak ma się w dłoni pistolet, to czuje się dreszczyk emocji... Wyobraźnia działa. A może jednak ktoś zostawił w nim prawdziwy nabój. Poza tym przy takiej scenie trzeba dać z siebie wszystko. – Nie chodziłem nigdy na strzelnicę. Choć pistolet nie miał ostrych naboi, to jednak trzyma się go przy sobie i trzeba uważać. Na szczęście do obsługi broni i ustawienia sceny mamy specjalistę, który podpowiada co i jak zrobić – dodaje aktor.
Fachową radą służył Leszek Olbiński, pirotechnik, który przy efektach specjalnych do filmów zjadł zęby. Pracuje w branży od dwudziestu lat: - Było bezpiecznie – zapewnia. – Nie przygotowywałem przecież ładunku wybuchowego sam, w garażu (śmiech). W tej kwestii polegam na sprawdzonej firmie, u której ładunki zmawia cały filmowy świat, w tym Hollywood. Wiedząc jaki efekt chcą uzyskać twórcy, zamawiam precyzyjnie przygotowany przez tę firmę ładunek. Zawsze wszystko udaje się zgodnie z oczekiwaniami. Ponadto by ochronić aktora przed uderzeniem ładunku, podkładam mu pod ubranie ołowianą płytkę o odpowiedniej masie i coś miękkiego. To neutralizuje uderzenie pocisku – wyjaśnia specjalista zatrudniony przy serialu "Pierwsza Miłość".
Leszek Olbiński dobrze wie, jak sensacyjne sceny powinny wyglądać by podobały się widzom. – W rzeczywistości nigdy nie widziałem postrzelonego człowieka - wyjawia. - Całą wiedzę jak to powinno wyglądać, dobyłem dzięki rozmowom z ludźmi, którzy uczestniczyli w prawdziwych strzelaninach - m.in. z żołnierzami. Ale powiem jedno. Życie to nie film. W kinie czy na ekranie telewizora przyzwyczailiśmy się już do widowiskowych scen. Lubimy jak leje się krew, lecą odłamki pocisków, wybucha ogień itd. Nie wyobrażamy sobie dobrego kina bez takich efektów. W rzeczywistości to jednak wygląda inaczej. To co widzimy na ekranie, to jedynie prawda filmowa – kwituje Olbiński.