"Jeden z dziesięciu"
Prawdziwą popularność przyniosła mu rola gospodarza "Jednego z dziesięciu". – Ważnym kryterium wyboru była "durna mina" prowadzącego, by gracze nie mogli poznać, jakie są odpowiedzi. Myślę, że dlatego zostałem wybrany – twierdzi skromnie. W trakcie już 29 lat spędzonych na planie show miało miejsce wiele zabawnych sytuacji. A p. Tadeusz z każdej z nich potrafił wybrnąć z klasą.
Tak było, gdy jedna z uczestniczek zgubiła obrączkę, a on po rycersku pomagał pechowej zawodniczce w poszukiwaniach. Innym razem kolejna pani wyznała, że nie stresuje się, bo jej szwagier, pracujący w elektrowni, obiecał wyłączyć prąd w całym mieście, gdyby jej nie szło za dobrze. – Nie musiał, była chyba w finałowej trójce. Już wychodząc, mówiła, że nie musi szwagra fatygować – śmieje się dziennikarz.