Prawdziwa twarz księcia z bajki
Telewizyjny kawaler docenił wdzięk i urodę Justyny. To właśnie na jej widok miękły mu nogi, a głos wiązł w gardle. Ona również nie pozostała obojętna na jego zaloty. Było niemal pewne, że ta para będzie żyła długo i szczęśliwie. Niestety, okazało się, że czar prysł równocześnie z wyłączeniem kamer i powrotem zwycięzców do kraju.
- Po powrocie do Polski okazało się, że kawaler chciał złapać kilka srok za jeden ogon. Po naszym powrocie z nagrań program emitowano w telewizji już miesiąc. Sława i popularność uderzyła Bartkowi do głowy. Okazało się, że jest zupełnie inny niż w programie. Pokazał się w niekorzystnym świetle, zupełnie się mną nie interesował i lekceważył, a ja poczułam do niego miętę. Widocznie nie wystarczałam mu na tamtą chwilę. Może gdybym walczyła o jego uwagę, miałabym szansę na miłość. Ale nie walczyłam.
Zamiast miłości Justyna zyskała popularność i... kilka propozycji od wydawców czasopism dla mężczyzn.
- Zaproponowano mi sesję do magazynów: "Playboy", "CKM" i "Maxim". Grzecznie wówczas podziękowałam, bo chciałam iść w zupełnie innym kierunku. Nie chciałam mieć rozbieranej sesji, którą mogłoby zobaczyć pół Polski. Szczerze? Dziś trochę żałuję, bo nikt mi już tego nie zaproponuje, a ja miałabym przynajmniej pamiątkę po mojej przeszłości w postaci pięknych zdjęć. Była też negatywna strona udziału w "Kawalerze do wzięcia". Jeden z tabloidów wydzwaniał do mnie, wręcz się nade mną pastwił, wypytując o intymne szczegóły i pikantne plotki związane z Bartkiem, ale robiłam wszystko, żeby się w to nie dać wkręcić - przyznała.
Cztery lata po emisji programu życie Justyny znów przewróciło się do góry nogami. Nic już nie było takie samo.