Matka odradzała mu pracę w radiu
-_ Mama była inspektorem programowym. Bardzo krytykowała moją decyzję, bo uważała, że w środowisku radiowym trudno się odnaleźć. Okazało się to kompletną nieprawdą_ - opowiadał Szaranowicz, który w 1976 roku wziął udział w konkursie na prezentera redakcji sportowej. Na jego korzyść przemawiała nie tylko wiedza i zainteresowanie sportem, ale też obeznanie w pracy z mikrofonem. Jeszcze na studiach komentował studenckie rozgrywki. To obycie i - uznany przez dźwiękowców za ciekawy - głos, zagwarantowały mu miejsce w zespole Bogdana Tuszyńskiego.
Co jednak ciekawe, późniejszą pracę w telewizji zaczął od występów w "Teleranku", kiedy to na początku lat 80. zastąpił dotychczasowego prezentera, Tomasza Hopfera. To jednak niejedyna nietypowa produkcja z jego udziałem. Pod koniec lat 90. Szaranowicz prowadził też rozrywkowy program "On, czyli kto", a w 2007 roku pojawił się w show "Gwiazdy tańczą na lodzie". Po latach pracy w dziennikarskim zawodzie przyznaje odrobinę racji matce, mówiąc o wadach tego środowiska, zwłaszcza komentatorskiego.
- _ Problem wśród komentatorów polega na szansie i powodowanej nią zazdrości. Każdy z nas może przez chwilę być bohaterem, jeżeli dostanie tworzywo, ale z drugiej strony całe życie można przebierać nogami i nie dostać nawet jednej takiej szansy. Liczą się zwycięstwa, złote medale, to one kreują komentatorów. [...] Trzeba mieć dużo szczęścia w życiu, żeby trafić na sukcesy tak wielu sportowców. To czasami rodzi zawiść. Jeden z moich kolegów na przykład, przy okazji skoków, mówił, że ukradłem mu show_ - ale to niejedyna przykra sytuacja, której doświadczył Szaranowicz. W jednym z wywiadów można przeczytać o tej, którą przeżył pod koniec lat 80.