Widmo śmierci
Koledzy reportera wspominali w książce, że szybko uzależnił się od wyjazdów w strefy konfliktów. Kiedy za długo siedział w redakcji, przypominał "chmurę gradową". Odżywał na wiadomość o kolejnym niebezpiecznym zleceniu. Zdawał sobie sprawę z najwyższej stawki, jaką mógł zapłacić.
- Któregoś dnia chodzi po redakcji i opowiada, że śniło mu się, jak gdzieś go powiesili. Przed wyjazdem do Czeczenii powiedział do mnie: "Wiesz, mam wrażenie, że ja stamtąd nie wrócę". Potem okazało się, że miejscowy przewodnik miał zaprowadzić ekipę do bojowników czeczeńskich, lecz zamiast tego wyprowadził ich w góry i tam zostawił w środku zimy. Otarli się o śmierć, więc można powiedzieć, że miał dobre przeczucie - wspominała Barbara Grad.
Na początku tzw. drugiej Intifady, która wybuchła w Autonomii Palestyńskiej w 2000 r., Milewicz zadzwonił do redakcji w stanie bliskim załamania.
- "Jest atak na palestyński komisariat, jestem w środku", powiedział. Po raz pierwszy i ostatni słyszałam, jak drży i załamuje mu się głos. Był przerażony. Musiał czuć, że może z tego nie wyjść. Widzieliśmy wtedy w filmowych materiałach agencyjnych, że były ofiary, ciała wyrzucano przez okno. Gdy zadzwonił po godzinie, był już w formie. Otrzepał się i poszedł dalej – mówiła Milena Kruszniewska.