Mało brakowało, a nie zostałaby aktorką
Gdy była nastolatką marzyła o wielkich rolach. W czasie, kiedy wielu jej rówieśników nie zastanawiało się jeszcze nad tym, kim chce być w przyszłości, ona miała już plan na życie.
- Pierwsza myśl o aktorstwie pojawiła się jeszcze w liceum. W krakowskim Teatrze STU wystawiane było przedstawienie "Szalona lokomotywa". Reżyserował je pan Krzysztof Jasiński, a grali m.in. pani Maryla Rodowicz i pan Marek Grechuta. Przeczytałam ogłoszenie, że organizują przesłuchania do chóru. A że chodząc do liceum, uczyłam się też równolegle w szkole muzycznej na wydziale wokalnym, zgłosiłam się i zostałam przyjęta. Byłam bardzo szczęśliwa. Ta przygoda z Teatrem STU tak mnie nakręciła, że postanowiłam spróbować swoich sił jako aktorka - zdradziła na łamach "Super Expressu".
Droga do sławy nie była łatwa. Już na samym wstępie pojawiły się problemy. Anna nie dostała się do wymarzonej szkoły teatralnej. Wyjechała do Gdyni, gdzie zaczęła naukę w studium im. Baduszkowej w Gdyni. Niespodziewanie zrezygnowała ze studiów. Jak twierdziła, to nie były jej klimaty.
W końcu zdała egzaminy do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu, które ukończyła w drugiej połowie lat 80.