Co się z nim działo?
W ostatnich latach sporadycznie pojawiał się pan na ekranie. Gościnnie wystąpił pan w kilku telewizyjnych hitach, m.in. w "Na dobre i na złe". Co się z panem działo przez ten czas?
- Zmądrzałem (śmiech). Wciąż jestem aktywny zawodowo. Równolegle cały czas pracuję w Niemczech. Miałem wiele propozycji, ale po roli komisarza Zawady, która wymagała od mnie sporego poświęcenia i miała duży rozgłos, czekałem na coś podobnego. Na rynku jest wielu aktorów, każdy ma ogromne oczekiwania. Moja przerwa, jeśli chodzi o polski rynek, była trochę długa, ale opłaciła się. Warto poczekać na ten właściwy moment i odpowiednią rolę. Bo jeśli się rozdrobnimy, to zaszufladkują nas jako artystów-epizodystów. A to mi nigdy nie odpowiadało. Wolałem więc przeczekać. Teraz przede mną nowy sprawdzian. Zobaczymy, jaki będzie oddźwięk po emisji pierwszych odcinków serialu "Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny" i jak ta nowa produkcja zostanie przyjęta. Mam nadzieję, że spodoba się widzom. Muszę też wspomnieć, że po ponad 10 latach wróciłem na scenę. Zaproponowano mi rolę ojca w komedii "Mayday 2". Spektakl, który gramy w całej Polsce, przypadł do gustu publiczności i mówi się, że sztuka nam się udała. Miło jest wrócić na deski teatru.
Nie mogliśmy podziwiać pana na ekranie, ale też nie pojawiał się pan na salonach i niemal zniknął z życia publicznego. Dlaczego?
- Przyzwyczajony do niemieckiej rzeczywistości myślałem, że to trochę inaczej wygląda. Jeśli chodzi o sprawy prywatne znanych osób, to tam jest w mediach więcej kultury. W Polsce każde kolorowe pismo goni za sensacją, żeby zwiększyć swój nakład i by się lepiej sprzedawało. Rozdmuchuje się małe rzeczy, często mija się z prawdą - niejednokrotnie było to duże faux pas ze strony różnych pism. To, co było opisywane, często wyglądało zupełnie inaczej w rzeczywistości. Dlaczego zniknąłem? Każdy ma taki etap w życiu, gdy ma czegoś dość. Od 2004 roku, kiedy przyjechałem do Polski, przez 4-5 lat próbowałem poznać tutejsze realia. W końcu doszedłem do wniosku, że lepiej pokazywać się na salonach w Niemczech (śmiech). Przynajmniej nie jest się narażonym na różne złośliwe komentarze. Wychodzę jednak z założenia, że każdy musi jakoś zarabiać i może robić, co chce, bo żyjemy w wolnym kraju. Ja zdecydowałem się w tym wszystkim nie uczestniczyć, chociaż miałem wiele zaproszeń i wciąż je dostaje.