Kasia Sobczyk nie chciała widzieć syna. Wszystko przez chorobę
Łączyła ich natomiast miłość do muzyki. W tej dziedzinie świetnie się dogadywali.
- Kiedyś usłyszała nasz utwór "Mój sen, moje marzenie" i była zachwycona, powiedziała, że to jej epitafium. Chciała go zaśpiewać i zaśpiewała. To było jej ostatnie nagranie. Piosenka wydana została jeszcze za jej życia. Potem atmosfera trochę się popsuła. Coraz bardziej pochłaniała ją walka z chorobą. Jeździła po Polsce, zmieniała lekarzy, przerywała chemię, a potem wracała. Wszystko to z wielkiej chęci wyzdrowienia, ale czuła się coraz gorzej. Kiedy jej stan psychiczny się pogarszał, decyzją lekarzy z hospicjum została skierowana do szpitala psychiatrycznego. Winą obarczyła mnie i moją narzeczoną, Joannę. Nie chciała nas widzieć, ale później zrozumiałem, że to były następstwa choroby - opowiadał Sergiusz.