Klasztorna izba zamiast pokoju w luksusowym dworku
Dopiero po kilku dobrych minutach okazało się, że recepcjonista zajęty był... noszeniem opału, a jego obowiązki przejęła pracownica, która na co dzień zajmuje się marketingiem. Ale nie to było najbardziej zadziwiające. Aby zameldować się w hotelu, wystarczyło jedynie pokazać dowód osobisty, a wszelkie formalności zostały załatwione w ciągu minuty. Czyżby Rozenek spotkała się z niezwykle profesjonalną obsługą gościa? Nic z tego. Okazało się bowiem, że do zadań recepcjonisty należy jedynie zapisanie podstawowych danych klienta... w zeszycie i wydanie klucza do pokoju. O komputerze, specjalnie przystosowanych programach oraz karcie meldunkowej nikt tu nie słyszał.
Problemy zaczęły się piętrzyć, gdy prowadząca "Piekielnego hotelu" weszła do swojego pokoju. Jego wnętrze przypominało bardziej klasztorną izbę niż to, co przedstawiają reklamowe foldery. Niepraktyczne rozmieszczenie mebli sprawiło, że aby dostać się do gniazdka, trzeba było przeskoczyć przez łóżko i zanurkować pod stolik. Gdy wpadło się na "szalony pomysł" powieszenia ubrań w szafie, należało pokonać kolejny tor przeszkód. Stary telewizor podwieszony pod samym sufitem, panele podłogowe, które można podważyć i podnieść jednym palcem, poplamiony materac, pościel wyglądająca na używaną i martwa pszczoła na parapecie. Przerażona i zarazem oburzona Rozenek nie mogła zrozumieć, dlaczego nikt do tej pory tego nie zauważył?