"Gra o tron"
Dziś chyba nikt nie ma wątpliwości, że obsypana mnóstwem nagród "Gra o tron" jest prawdziwym telewizyjnym fenomenem. Cykl, który powstał na podstawie "Pieśni lodu i ognia" George'a R. R. Martina, jest nadawany od 2011 r. Ekranizacja powieści porywa nie tylko fanów fantastyki. Początkowo mało znanych aktorów zaś, jak choćby Kita Haringtona, Emilię Clarke czy Sophie Turner wywindowała na szczyty popularności.
Hit HBO nieraz potrafił zaskoczyć. Dość powiedzieć, że ostatnie sezony wybiegły daleko poza książkę, a widzowie nie mogli już z wyprzedzeniem przewidywać, co spotka ich ulubionych bohaterów. Teraz historia nieuchronnie prowadzi do ostatecznego rozstrzygnięcia w walce o władzę.
Członkowie obsady z oczywistych względów mają kategoryczny zakaz opowiadania o scenariuszu, ale nie zmienia to faktu, że wciąż podgrzewają atmosferę wokół nadchodzącego finału. Co jakiś czas do mediów przedostaje się mniej lub bardziej świadoma sugestia. Aktorzy "Gry o tron" nie ukrywają podekscytowania, używając określeń finału jako "słodko-gorzki", "epicki" czy "najkrwawszy ze wszystkich". Asystent reżysera, Jonathan Quinlan, wyjawił jakiś czas temu na Twitterze, że w jednym z odcinków będzie miała miejsce najbardziej spektakularna bitwa w historii telewizji, nagrywana przez 55 nocy w 3 lokalizacjach.
Kręcony z podobno jeszcze większym rozmachem poprzednie serie, finałowy sezon trafi na antenę HBO w kwietniu. I chociaż będzie krótszy niż poprzednie, to czeka nas prawdziwa filmowa uczta. Każdy z odcinków ma trwać ok. 1,5 godziny. "Gra o tron" pożegna się z nami w iście epickim stylu.