O krok od śmierci
Taki styl życia i podobne ekscesy musiały się w końcu odbić na jego zdrowiu. Gitarzysta wspomina, że od śmierci dzieliło go zaledwie kilka godzin. Uratował go kolega i mnóstwo szczęścia.
Już w wieku 30 lat przeszedł pierwszy, ukryty zawał. Jednak ten, który dopadł go kilka lat temu, był dużo groźniejszy i nie powinien zostawić muzykowi szans na przeżycie.
- Szczęśliwie zawał nie dopadł mnie w domu, 50 kilometrów od Warszawy. Poza tym miał mi kto pomóc. Kiedy poczułem, że nie jest ze mną dobrze, jeździliśmy z kolegą po mieście, załatwialiśmy sprawy. Od razu poprosiłem go, żeby to on przesiadł się za kierownicę. Pół godziny później byliśmy już w szpitalu na Banacha. Kolega pędził jak wariat, nie zważając na znaki drogowe i czerwone światła. Opłacało się. Miałem w 95 procentach zamkniętą lewą komorę serca. Prawdopodobnie gdybym zgłosił się do szpitala kilka godzin później, nie rozmawialibyśmy w tej chwili ze sobą - mówił Borysewicz w wywiadzie dla "Gali".