Beztalencie z krzywymi zębami
Przełomem okazało się zdjęcie, które w 1948 roku wysłał znanemu łowcy talentów, Henry’emu Wilsonowi.
Ten podjął się karkołomnego zadania rodem z kart „Pigmaliona” George’a Bernarda Shawa. Bo choć Roy dysponował fantastycznymi warunkami fizycznymi, nie mógł pochwalić się ani charyzmą, ani tym bardziej umiejętnościami aktorskimi. Zanim pojawił się przed kamerą musiał pobrać lekcje grania, poprawnej dykcji, śpiewu oraz… wyprostować zgryz.
Początki okazały się do przewidzenia – legenda głosi, że podczas zdjęć do debiutanckiego filmu sceny ze swoim udziałem powtarzał aż 38 razy, a poprawnie udało mu się powiedzieć zaledwie jedną kwestię. To jednak nie zraziło ani Rocka Hudsona – bo taki pseudonim przyjął Roy – ani Wilsona, który doskonale wiedział, że trafił na żyłę złota.
Wystarczyło kilka lat, aby jego podopieczny dostał nominację do Oscara (za rolę w „Olbrzymie” z 1956 r.), a cała Ameryka uznała go za bożyszcze, symbol seksu, wręcz ucieleśnienie męskości. Był jednak pewien problem…