Nie potrafiła się wybić
Po skończeniu liceum Kosiarkiewicz zdecydowała się zdawać na Akademię Muzyczną w Katowicach. Niestety, nie udało jej się zdobyć wymarzonego indeksu na kierunku wokalistyka jazzowa. Każde kolejne próby dostania się do artystycznych szkół również kończyły się niepowodzeniem. Wytykano jej brak odpowiedniego warsztatu i znajomości podstawowych technik.
- Pamiętam egzamin do jakiegoś studium piosenki w Poznaniu, skąd mnie wygonili, każąc wcześniej odśpiewać "Sto lat". Choć mój stosunek do szkół, w których uczy się bycia artystą, pozostaje niezmienny od lat, muszę przyznać, że trochę racji w tym było. Tak czy owak, odebrałam to jako cios w samo serce. Wierzyłam przecież, że sprawdzam się jako wykonawca i byłam przekonana o swoich wielkich umiejętnościach - mówiła.
Zrażona piosenkarka wróciła do Zielonej Góry i dołączyła do zespołu Living For Music. Niestety, pomimo intensywnych działań, o ich istnieniu słyszeli jedynie mieszkańcy województwa lubuskiego. O ogólnopolskiej karierze nie było mowy. Po jakimś czasie wszyscy członkowie grupy z Kosiarkiewicz na czele uznali, że szczęściu trzeba nieco dopomóc. I tak zrodził się pomysł nagrania demo, które wysłali m.in. do Marka Niedźwieckiego. Dziennikarz zainteresował się otrzymanym materiałem i zaprosił młodych muzyków na rozmowę do studia radiowej Trójki.
- Wywiad był przeżyciem niemal duchowym. Oto spełniały się nasze marzenia. Wkrótce mieliśmy być sławni (tak nam się przynajmniej wydawało). Cóż, każdy kto zna choć trochę szołbiz wie, że jest to zdecydowanie bardziej skomplikowane. Nauka jednak trafiła na podatny grunt. Poczułam, że muszę założyć własny band. Wkrótce zaczęliśmy pisać z Tomkiem pierwsze piosenki i rozglądnęliśmy się za ludźmi, którzy chcieliby je grać. Tak powstało O! la,la - wspominała Patrycja.