"Dom z papieru", Marcin Borciuch
Dla wielu "Dom z papieru" to najlepszy serial, jaki w życiu oglądali. Nie ma co się dziwić, produkcja daje do tego masę powodów – od samej historii przez rozwój fabuły, genialną grę, muzykę, relacje między bohaterami, wyrażane i odczuwane emocje do cudownie brzmiącego języka hiszpańskiego.
Akcja, która miała skończyć się niepowodzeniem. Historia, która wydaje się być skazana na potępienie. To wszystko się odwraca, każdy aspekt planu skoku na mennicę jest dopięty na ostatni guzik, a my kibicujemy włamywaczom, by nadrukowali jak najwięcej pieniędzy. Z przestępców zrobiono nowoczesnych Robin Hoodów, których nie da się nie kochać. Do tego genialna rola Profesora, który wykazuje się ponadprzeciętną inteligencją i sprytem, ciągle grając na nosie policji. Nie widziałem mądrzejszej postaci w jakimkolwiek serialu w XXI wieku.
Są też miłosne i seksualne wątki, które nie odpychają. Łatwo utożsamiamy się z bohaterami, czujemy się jak oni w wielu momentach. Ich relacje i charaktery są tak ukazane, jak byśmy znali ich od zawsze. Sporą robotę robi też piosenka "Bella ciao" – odkurzona po dziesięcioleciach nadaje wyjątkowy klimat, a sama stała się jednym z hitów dzisiejszej popkultury. Tego serialu nie da się oglądać w innym języku niż melodyjny hiszpański.
Tak naprawdę "Dom z papieru" ma wszystko, żeby z miejsca do siebie przekonać. 3. sezon zapowiada się arcyciekawie – bohaterowie na wakacjach, ale wymiar sprawiedliwości nadal ich ściga. Presja i napięcie rosną, Profesor znowu wykaże się inteligencją, ale bohaterowie muszą pokazać, że są naprawdę wytrwali. Z niecierpliwością czekam na 19 lipca i premierę nowych odcinków na Netfliksie.