"Brooklyn 9-9", Michał Fedorowicz
Z pozoru wygląda jak amerykańska odpowiedź na "13 posterunek", ale w rzeczywistości i odróżnieniu od polskiego sitcomu serial z mało znanym w Polsce, a szalenie popularnym za oceanem Andym Sambergiem jest... autentycznie zabawny. Spora w tym zasługa bohaterów, którzy urzekają już od pierwszych scen swoją dziwacznością, a jednocześnie powagą, z jaką podchodzą do każdej absurdalnej sytuacji na nowojorskim posterunku policji.
"Brooklyn 9-9" został anulowany w 2018 roku, ale jego oryginalność oraz wsparcie fanów sprawiły, że powrócił z dużym powodzeniem kilka miesięcy temu w innej stacji, która zapowiedziała też powstanie kolejnego sezonu w 2020 roku. Co wyróżnia go na tle innych seriali komediowych, jednocześnie plasując go kilka pięter wyżej w rankingu najlepszych telewizyjnych tasiemców w historii?
Na pewno brak podłożonego śmiechu, umożliwiający widzom samodzielnie i bez wskazywania palcem zdecydować, które fragmenty rzeczywiście zasługują na wykorzystanie przepony. A cechą charakterystyczną są rewelacyjne kilkusekundowe retrospekcje, pozwalające widzom bliżej poznać ulubionych bohaterów i łatwiej rozumieć ich zaiste dziwaczne decyzje i motywacje.
Po traumie, jaką zafundowali widzom scenarzyści "Gry o tron", karuzela śmiechu wprost z Nowego Jorku będzie naprawdę idealną odtrutką. A jeśli to nie pomoże, warto sięgnąć po inne arcydzieła szklanego ekranu, z "Prawem ulicy", "Kompanią braci" i "Breaking Bad" na czele. A z tych nieco bardziej współczesnych na pewno “Black Mirror” i “Mindhunter”.