Jakub Dmochowski
Mimo że świetnie radzi sobie na planie serialu „Barwy szczęścia”, w którym wciela się w Kajtka, jeszcze nie wie, czy zostanie aktorem. Bierze pod uwagę także dziennikarstwo, najlepiej sportowe, bo bardzo lubi grać w piłkę nożną.
Muszę przyznać, że sceny na dachu z moim udziałem, które niedawno widzieli widzowie „Barw Szczęścia”, były naprawdę ciężkie. Przygotowywałem się do nich w domu - jak zawsze nauczyłem się moich kwestii i zastanawiałem się, jak zagrać. Na planie ustaliłem jeszcze wszystko z reżyserem, który powiedział mi, jak wyobraża sobie te sceny. Powstawały zimą, leżał śnieg, była ujemna temperatura. Nigdy wcześniej nie biegałem w kilku parach spodni, skarpetek, bluz i podkoszulków. Do tego musiałem udawać, że mam wyziębiony organizm i że straciłem przytomność. Byłem trochę przemoczony, ale jakoś daliśmy radę. Mam nadzieję, że fajnie wyszło. Koledzy pytali, jak było i ciągle mówili o serialowej Hani, czyli Adzie, z którą grałem.
Jeszcze trudniejszą scenę miałem w serialu „Paradoks” z Bogusławem Lindą w roli głównej. Powstawała w małpim gaju, a ja musiałem puścić się poręczy i polecieć do tyłu w przepaść. Oczywiście byłem zabezpieczony linką, ale długo nie potrafiłem się przełamać. Powtarzaliśmy tę scenę wiele razy. Gdy dochodzi do takich sytuacji na planie, mówię sobie: Kuba, zepnij się, musisz to zagrać! W takich chwilach nie można się denerwować, bo to widać.