Mateusz Banasiuk i Joanna Opozda
Zaczepiają Cię na ulicy?
Nie tylko, choć i to się zdarza.
Np. „co ty tam z tą Opozdą wyprawiasz?”
Z Jowitą! Z Opozdą, to nic (śmiech). Ale z Jowitą, graną przez Asię, moją serdeczną przyjaciółkę, którą pozdrawiam, bardzo lubię z nią pracować, to rzeczywiście sporo. W ogóle tam gra bardzo dużo świetnych osób, Misiek Koterski, Błażej Michalski, którego luz i poczucie humoru bardzo cenię… Jakoś się tam odnalazłem i to jest taki mój alternatywny dom. „Dobry Wrocław”, jak mówi piosenka tytułowa.
Poza programem i serialem, dużo osób kojarzy też twoją głośną rolę w „Płynących wieżowcach”. To chyba najbardziej kontrowersyjny wątek z tobą, póki co.
Takie filmy zdarzają się dosyć rzadko w karierze aktorskiej. Bardzo cieszę się, że miałem szansę tam zagrać.
Rzadko, zwłaszcza w Polsce.
To prawda, na szczęście takich filmów robi się w Polsce coraz więcej. Kolejne bariery są przełamywane i odważniej mówi się o tematach, o których jeszcze niedawno bano się mówić. Jest szansa, że będzie takich filmów więcej – polskie kino idzie w dobrym kierunku.
Jako aktor nie boisz się przyjmować tak kontrowersyjnych ról? Nie miałeś obaw przed zagraniem geja?
Boję się jedynie przyjmować głupie role. Puste, które są źle napisane. A takie role jak moja postać w tym filmie… to było świetnie napisane, z sensem, postać była przemyślana przez reżysera i przeze mnie. Takich mądrych ról się nie boję. Boję się płytkich, tego nie chcę grać. _
_Choć wiadomo, że w życiu aktora różnie bywa, czasami są lepsze propozycje, czasami gorsze. Mogę tylko rozważać w ramach tego co dostaję – czasami się zgodzę, czasami nie. Często to się sprowadza do tego, że albo będę pracował, albo nie. Robiłem w swoim życiu różne rzeczy, ale nie robię fuszerki. Staram się wszystko co robię, robić dobrze.
Jest w Polsce kilka aktorek i kilku aktorów, którzy twierdzą, że w serialu czy w reklamie nigdy nie zagrają, nigdy nie wystąpią w „Tańcu z gwiazdami”…
Nigdy nie mów nigdy, to przede wszystkim. Aktorom, którzy tak mówią, często się zmienia punkt widzenia, kiedy zmienia się punkt siedzenia. Znam wielu kolegów, którzy byli na topie, potem z niego spadli i czekają teraz na jakieś pojedyncze dni zdjęciowe w serialu i to ich ratuje przed frustracją. To się zdarza. Pamiętajmy o tym, że szkoły aktorskie co roku kończy określona liczba osób i ci ludzie muszą znaleźć gdzieś zatrudnienie. Trzeba wiedzieć, że na każdego jest kilkadziesiąt osób na zastępstwo. Ten rynek nie śpi.
Czyli kiedy pojawia się tzw. „5 minut’, to trzeba chwytać okazję?
Nie wiem, czy 5 minut. Moje już trwa kilka lat, bo cały czas pracuję. Nawet moja perspektywa dłuższego urlopu znowu się przesuwa w czasie. Ale trzeba się cieszyć, łapać wiatr w żagle, bo to jest tak, że jak idzie, to wszystko idzie, dobrze wychodzi. Ja nie chce odpuszczać, bo teraz mam dużo siły, dużo pomysłów, jestem kreatywny. Jak się zmęczę, to sobie odpocznę, ale póki co mam dużo siły i dużo pracy.
Często pyta się kobiety – aktorki, jak podchodzą do scen rozbieranych, pokazywania ciała na ekranie. Mężczyzn rzadziej. Ty w „Płynących wieżowcach” pokazałeś wszystko. Nie bałeś się?
Zawsze jest jakiś wstyd, ale to nie jest jakiś duży problem.
Krążą plotki o tym, że kobiety negocjują i zapisują każdy centymetr ciała w kontrakcie, zasłaniają się prześcieradłem, zastępują dublerką…
Ja się czasami nie zgadzam, jeżeli to jest bez sensu. Jeżeli rozbieranie jest dla samego rozbierania. Ale jeśli jest uzasadnione, jak wszystkie uwagi reżysera, to co innego. Kiedy nie jest uzasadnione – zwyczajnie się nie zgadzam, i to nie tylko na pokazywanie ciała. Jeżeli rola idzie w głupim kierunku… Nigdy nie robię czegoś tylko dlatego, że ktoś każe mi coś zrobić „bo tak”. Zawsze muszę w tym widzieć sens, rozbieranie jest dla mnie jak każdy inny środek wyrazu – jak krzyk, czy uderzenie kogoś pięścią. Nie biję ludzi bez sensu, moja postać nie krzyczy bez sensu, tak samo nie rozbiera się bez sensu – tylko o to chodzi.