Wrona kontra łabędź
Drugi wniosek: to tak naprawdę bardziej europejski film.
Bez amerykańskiego “wypasu”, mizdrzenia się do widza efektami specjalnymi, bez wybielonych zębów, bez solarium i lanserskich fryzurek i wdzianek, bez muzyki stępiającej małżowiny, komiksowej fabuły lasującej zwoje…
Kamera pracuje “po europejsku”, bez tautologicznych telewizyjnych ustawień, mocno skupiając się na rytmach dramaturgicznych i psychologii postaci.
Zdjęcia w fakturze “brudne”, z widocznym ziarnem, bez reklamowej “landrynki” i szmirowatego światełka, jak z enerdowskiego żurnala.