Robiła to za jej plecami
- Pokazywała ludziom u siebie w domu kroplówkę. Mówiła, że u niej pomieszkuję. Albo oddawała komuś spódnicę: "Należy do Dominiki, ale powiedziała, że już jej nie będzie potrzebna".
Okazało się, że kobieta podaje się za menadżerkę Ostałowskiej. Stopniowo zaczęła odcinać ją od świata - nie przekazywała żadnych wiadomości, które przychodziły na stronę internetową aktorki. Dopiero po przypadkowej rozmowie z administratorami fanpage'u, wyszło na jaw, że sprawy zaszły zdecydowanie za daleko.