Kłótniom nie było końca
Czas na rewolucję, ale… niespodziewanie pracownice zaczęły się wykłócać z szefostwem przed kamerami. Podobno żona właściciela obiecała dziewczynom, że po programie zrobi im własną rewolucję.
- Teraz pani udaje. Ja się pani nie boję - stwierdziła jedna z uczennic, kiedy żona właściciela obruszyła się na jej słowa.
- Zrobili ze mnie potwora - płakała szefowa.
Gessler niezrażona, bo przecież nie takie dramaty rozgrywały się na jej oczach, przedstawiła plan na metamorfozę - niewielkie zmiany we wnętrzu, duże w menu. Podstawa to naleśniki i kluski. Poza tym, szef miał obiecać, że nie będzie stosował przemocy słownej, nie popchnie już żadnej z pracownic, co wcześniej miało zdarzać się nagminne. Gessler odsunęła od pomocy żonę właściciela, ale ponieważ żadna z byłych kucharek nie chciała wrócić do restauracji, Andrzej miał wrócić na swoje stanowisko.
Zrobił to, ale atmosfera w kuchni była fatalna, napięcie rosło. Gdy uczennica poskarżyła się, że szef nie pozwala jej korzystać z pieca, Gessler wybuchła. Nazwała Andrzeja nienormalnym, co okazało się kroplą, która przelała czarę goryczy. Właściciel wyszedł.
- Ja nie pójdę do tej pani gotować, chyba że mnie przeprosi - Andrzej był wściekły, gdy Gessler ostro, czyli w swoim stylu, zwróciła mu uwagę podczas pracy w kuchni. Jej słowa to jednak nic w porównaniu do tego, co niedługo później usłyszała uczennica.
- Idź debilu! Wyjdź z mojej kuchni! - krzyczała właścicielka "Blue Moon", która przyjechała mężowi na ratunek.