Syn przejął interes
Emocje sięgnęły zenitu - kobieta krzyczała na Gessler i pracownice, a te odpowiadały tym samym. - Pani cały czas robi show - usłyszała gwiazda TVN.
Tego było już za wiele. Zdenerwowana restauratorka z hukiem opuściła lokal, a szefowa kazała wszystkim dziewczynom odejść z pracy. - Jesteście chamami - rzuciła jej w twarz kelnerka i nowo mianowana menadżerka Ewelina.
_ - Właściciel obraził się na swoją własną restaurację, nie chciał ze mną współpracować, po czym wyprosił swój personel. Niektórzy nie dają sobie szans na to, żeby im pomóc_ - stwierdziła przed kamerami Gessler.
Właściciele mieli jednak własne spojrzenie na zaistniałą sytuację i nie zgadzali się z oskarżeniami. Po raz pierwszy w historii programu nie doszło do kolacji i finału rewolucji. - To było bardzo smutne doświadczenie - wyznała Gessler. W lokalu przeprowadzono jednak remont - wymieniono krzesła, dodano wykładzinę, odsłonięto szklane stoły.
Choć gwiazda nie dokończyła rewolucji, po czterech tygodniach pojechała do Wałcza sprawdzić, jak radzą sobie właściciele "Blue Moon". Okazało się, że trafiła na otwarcie lokalu. Wystrój nie uległ zmianie, ale pracownicy owszem. Gessler obsługiwała nowa kelnerka, a w kuchni działały trzy nowe panie. Właściciele całkiem pomieszali pozycje z zaproponowanego przez nią menu, ale jedzenie pozytywnie ją zaskoczyło. - Naprawdę dobre - oceniła.
Gdy restauratorka poprosiła o spotkanie z szefem, pojawił się… Jacek, 24-letni syn pary. Przeprosił Gessler i podziękował za drugą szansę. Wcześniej chłopak stał z boku, ale teraz się to zmieniło. Chłopak stwierdził, że teraz to on zarządza lokalem, rodzice całkiem się od interesu odsunęli. Czy uda mu się przywrócić "Blue Moon" dobrą renomę?
- Jak będzie? Życie pokaże - skwitowała na koniec Gessler.