"Piekielna kuchnia"
Równie głośno było o rewolucji w Wałbrzychu. Równie temperamentna co Gessler, właścicielka restauracji "Piekielna Kuchnia" (a później "Nie Bo Mleczne") już zaraz po programie żaliła się, że przedstawiono ją w złym świetle, a wszystkiemu miał być winny tendencyjny montaż. Nie dało się ukryć, że była nastawiona bojowo do Gessler, ale zmiany, które zaakceptowała, wyszły lokalowi na lepsze. Jednak jeszcze długo po emisji odcinka żaliła się na udział w show.
- To, co zrobili ze mną w KR, było poniżej pasa. Chciałabym przestrzec innych naiwnych restauratorów, którzy będą chcieli podjąć współpracę z Panią M. Prowokacja, poniżanie, zmuszanie do rzeczy, na które nie miałam ochoty i lekceważenie mnie jako właściciela restauracji oraz ciągła groźba, że zapłacę karę, jak zerwę KR" - pisała niedawno na swoim Facebooku (zachowano oryginalną pisownię).
- To jest show, które polega tylko na tym, żeby oni mogli sobie zmontować program. Właściciel ponosi koszty za to. Ponosi koszty produktów, rzeczy, które oni sobie zażyczą, żeby dokupić. Jeżeli zmieniają rodzaj restauracji, to trzeba kupić wszystkie maszyny, sprzęty, które oni sobie zażyczą. Ja się pytam: jaka to jest pomoc ludziom, którzy mają nóż na gardle? - pytała rozgoryczona właścicielka.
Szybko jednak wyszło na jaw, że nie ma kto się z nią solidaryzować. Wciąż nie rozumiała, iż pracownicy wytykali jej, że problem tkwi w niej i jej podejściu…