Zamrożona knajpa
Drugi dzień miał być testem ostatecznym. A danie, które miało zachwycić, czyli ziemniaki po cabańsku, okazały się zwykłą "mamałygą". - Dlaczego pan to danie robi w szybkowarze? - pytała zaniepokojona. - Przecież pan to danie zeszmacił. Proszę mi wierzyć, gdyby tu były dobre placki ziemniaczane, a nie takie gó..o, to tu byłaby kolejka.
Gdy nadszedł czas, aby wejść do kuchni, nie brakowało niespodzianek. Bojler do ciepłej wody zaklejoną taśmą, brudny, zużyty sprzęt. - Poproszę dłuto i młotek. Pan przytrzyma patelnię, a ja będę działać. Pan zwariował? Pan wie, że pan to wszystko wdycha? - wyrzucała, energicznie tłukąc dłutem o patelnię. - Studiowałam rzeźbę, więc dla mnie to bardzo przyjemne. Nie wstyd panu? Mam włosy w tym gó..ie" - mówiła, obskrobując brud z patelni. Zaplecze natomiast okazało się prawdziwą krainą lodu. W lodówkach były setki kilogramów zamrożonego jedzenia: warzyw, mięsa, ryb, a nawet sera. - Czuję się jak caryca wśród tych mrożonek - dodała.