Mógł liczyć na wsparcie najbliższych
- To było jedno wielkie pasmo cierpienia. Ból trudny do opisania. Nie było przed nim ucieczki. Brałem morfinę, choć się przed tym wzbraniałem, ale bez niej chodziłbym po ścianach - mówił.
Dopiero po wypadku docenił siłę, która tkwi w rodzinie. To właśnie najbliżsi wspierali dziennikarza w najtrudniejszych chwilach i pomagali w najprostszych czynnościach.
- Wtedy nie byłem w stanie nic jeść, karmiono mnie niemal przez rurkę. Czasami robiły to siostry, czasami żona, a później też koledzy z pracy. Było to dla mnie trudne, bo po prostu wstydziłem się swojego wyglądu i tej bezradności. Jeszcze gorzej było, gdy w szpitalu siostry mnie rozbierały i wiozły do mycia. Dorosły facet, bezbronny, na golasa. To olbrzymie odarcie z godności. Ale też jakaś lekcja życia - opowiadał na łamach prasy.