Nie wpadł w panikę
Ziemiec, pomimo ogromnego bólu, nawet na chwilę nie stracił zimnej krwi. Widząc, że ogień zaczyna się coraz szybciej rozprzestrzeniać, postanowił ewakuować z płonącego mieszkania dzieci (Manię, Olę i Franka) oraz żonę Danutę.
- Biegałem między kuchnią a balkonem, wzywając pomocy. Mieszkaliśmy w bloku na drugim piętrze. W pewnym momencie drzwi zaczęły się palić i pomyślałem sobie, że albo spalimy się żywcem, albo nadzieję się na ten płonący ruszt. Udało mi się je otworzyć, dzięki temu wszystko dobrze się skończyło - dodał w tym samym wywiadzie.
Gdy na miejscu pojawiła się straż pożarna i pogotowie, dziennikarz został natychmiast przewieziony do szpitala im. Orłowskiego na warszawskim Powiślu. Miał poparzenia II i III stopnia rąk i ud. Przez kilka dni był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.