Kacper Kuszewski
A jak trafiłeś do „Leszczy”?
Chłopcy szukali wokalisty. Jak sami mówią miał to być ktoś atrakcyjny, popularny, z charyzmą, poczuciem humoru. Ktoś, kto śpiewa, tańczy, dobrze się rusza, ma pozytywną energię, jest lubiany przez publiczność i swobodnie się czuje na dużej scenie. Okazało się, że tylko ja spełniam te wszystkie warunki (śmiech). A mówiąc poważnie, chłopcy usłyszeli parę nagrań z mojej pierwszej solowej płyty i stwierdzili, że warto spróbować. Zadzwonili do mnie, pogadaliśmy, a potem spotkaliśmy się na kilka dni prób. Okazało się, że świetnie nam się razem pracuje. „Leszcze” powstały jako żart, który pokochała widownia. To zespół z przymrużeniem oka i to był główny powód, dlaczego dałem się namówić na współpracę. W ich muzyce nie chodzi o popisy wokalne, ale o dobrą zabawę, zrobienie show.
Jak wspominasz udział w „Tańcu z gwiazdami”?
To było jedno z najtrudniejszych zadań zawodowych, jakich się kiedykolwiek podjąłem. Uwielbiam się uczyć nowych rzeczy, więc była to fascynująca przygoda, ale też ogromny stres i wysiłek. Nie można w kilka dni nauczyć się czegoś, nad czym profesjonaliści pracują latami. Musiałem więc zagrać, że umiem tańczyć. Najważniejszy był wyraz aktorski. Każdy występ był jak premiera w teatrze. Dałem więc 13 premier, w trzy miesiące - był to morderczy maraton. Na szczęście pracowałem z cudowną tancerką, Anią Głogowską, którą uwielbiam. Ona też ma zacięcie aktorskie, więc oboje staraliśmy się, by każdy nasz występ przedstawiał jakąś historię. Podobnie traktuję występy z „Leszczami”. Nie jestem przecież wokalistą, tylko aktorem śpiewającym. Wychodząc na scenę, wcielam się w postać showmana, jakim na co dzień nie jestem. Taniec i śpiew traktuję jako element aktorstwa.
Myślałeś więc o udziale w „Twoja twarz brzmi znajomo”?
Kilkakrotnie mi to proponowano, ale na przeszkodzie stawały zawsze inne zobowiązania zawodowe. Głównie były to wyjazdy z Teatrem Pieśni Kozła.
Ale nie wykluczasz w przyszłości udziału w tym programie?
Nie mówię „nie”, ale wiem już czym to pachnie. Wielogodzinne treningi wokalne, ruchowe, uczenie się tekstów w obcych językach, długie godziny na fotelu w charakteryzatorni, przymiarki kostiumów, próby muzyczne, kamerowe… Gdym mógł przez parę tygodni zajmować się wyłącznie tym, łatwiej byłoby mi się zdecydować. Muszę pamiętać o priorytetach. Mam przecież serial, wyjazdy ze spektaklami i koncerty zespołu „Leszcze”. Na razie skupiam się na tym.