''Był w nim tragizm''
W 2011 roku przeszedł na emeryturę, choć wciąż ciągnęło go na scenę. Po dwóch latach wrócił do teatru, by zagrać w „Marienbadzie” w reżyserii Macieja Wojtyszki. Spełniał się też jako wykładowca, rozpalając w młodych ludziach miłość do aktorstwa.
Nie żałował tego, jak potoczyła się jego kariera, choć inni twierdzili, że pozostawał aktorem nieco niedocenianym, a z pewnością niewykorzystanym.
- Obsadzany był najczęściej w rolach komediowych, bo miał ogromny dar komediowy, ale również był w nim tragizm – mówił dyrektor radiowej sceny, Janusz Kukuła.
- Był zwyczajnie dobrym, acz nie świętym, człowiekiem, uroczym kompanem i birbantem zawołanym. A możliwości miał spore: 186 cm wzrostu, waga 120 kilo wzwyż ("nadal tyję, ale już nie rosnę", śmiał się dawno temu. Bo i poczucie humoru miał ogromne, które niegdyś ujawniał i w "Spotkaniach z balladą") – wspominał Prochyrę w „Dzienniku Polskim” Wacław Krupiński.