Wulgaryzmy zza okna
W 1963 roku rozpoczął studia na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie dziś jest dyrektorem Instytutu Filologii Polskiej. Tam poznał kolejną po polszczyźnie i piłce nożnej miłość, Teresę. Podobnie jak on, ona też studiowała polonistykę i śpiewała w chórze, gdzie zresztą się poznali. Z wybranką z czasów studenckich tworzą szczęśliwą parę do dziś. Ich syn Marcin jest kolejnym w rodzinie humanistą. Dla odmiany jednak zajął się filologią germańską. Profesor Miodek najbardziej ceni sobie jednak polszczyznę. Dlatego od lat popularyzuje poprawność językową i tak martwią go coraz częściej używane przez rodaków wulgaryzmy.
Jak sugeruje autorka publikacji poświęconej profesorowi w "Newsweeku", Anna Szulc, walka z tymi ostatnimi może mieć związek z jego dzieciństwem.
"[...] wychowywał się w mieszkaniu na parterze kamienicy. W te niskie parterowe okna pukali, zwłaszcza w nocy, panowie z pobliskiego wyszynku. I może właśnie z powodu tego pukania profesor dziś tak bardzo przejmuje się tym, że Polacy używają pewnych słów trochę zbyt często i zupełnie niepotrzebnie" - czytamy w artykule Profesor Miodek: "Jestem belfrem i naprawdę mi z tym dobrze".
Nie wszyscy jednak przywiązują tak wielka wagę do słów, jak profesor Miodek. W 2007 roku wrocławski reżyser Grzegorz Braun oskarżył na radiowej antenie znanego językoznawcę o współpracę z "policją polityczną PRL". W odpowiedzi na te zarzuty Jan Miodek wytoczył mu proces o naruszenie dóbr osobistych, który wygrał. Kres sprawie położył wyrok Sądu Najwyższego z 2009 roku, który stwierdził, że znany naukowiec nigdy nie współpracował z SB.