Horrendalne długi
Gwiazda prowadziła "Tele Echo" do 1981 r. Dwa lata później ruszyła z programem "Wywiady Ireny Dziedzic", który był emitowany do 1991 r. Potem przeszła na emeryturę, choć miała jeszcze autorską audycję w radiowej "Jedynce". Kiedy straciła fuchę, żyła ze skromnej "pensji" z ZUS i pożyczek.
- Irena miała ogromny talent do robienia długów. Właściwie za nic w życiu nie chciała płacić. Kiedy jeszcze pracowała w telewizji, to oni płacili za nią np. rachunki za telefon. Ale po tym, gdy nastała Solidarność i musiała się pożegnać z posadą, nie miał jej już kto pomagać. [...] W pewnym momencie za gaz i światło miała ponad 34 tys. zł długu. Zaczęli zgłaszać się różni wierzyciele. Pod domem zbierali się ludzie, którym winna była pieniądze. [...] Pożyczała pieniądze od masy ludzi, ale nikomu nie oddawała - opowiadała anonimowo jej koleżanka w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dochodziło do sytuacji kuriozalnych i zarazem dramatycznych.
- Pamiętam, że musiała aż trzy przystanki jechać, żeby kupić pół chleba, bo we wszystkich sklepach, kioskach i aptekach już wiedzieli, że nie płaci - mówiła znajoma.
W końcu Irena Dziedzic została zmuszona sprzedać swój dom. Dogadała się z pewnym biznesmenem i dokonała transakcji na zasadzie odwróconej hipoteki. Dzięki temu mogła dalej zajmować swoje lokum aż do śmierci. Jak donosił Pomponik, w ramach umowy, kupujący zobowiązał się do pokrycia jej długów, wynoszących 700 tys. zł i dodatkowo do wypłacania Dziedzic po 4,5 tys. zł miesięcznie.