"Trzymała pozę gwiazdy, którą cały czas się czuła"
U schyłku życia Irena Dziedzic znalazła się na dnie. Pomocną dłoń wyciągnęła do niej pewna lekarka, poznana w przychodni, pani Basia, którą wstrząsnęły warunki bytowe pacjentki.
- Mieszkanie było brudne, zarobaczone, panował fetor. Nie było ani jednej rzeczy nadającej się do ubrania. Naczynia były brudne, kuchenka uległa rozszczelnieniu i ulatniał się gaz - cytowała doktorkę PAP.
Nowa przyjaciółka dziennikarki zatrudniła dla niej dwie opiekunki, które pozwoliły jej wrócić do godnego życia. Dziedzic do końca nie mogła pogodzić się ze swoim ówczesnym statusem, także materialnym. Była przepełniona goryczą.
- Trzymała pozę gwiazdy, którą cały czas się czuła. Chwaliła się, że nie robiła żadnych operacji plastycznych. Sprawiała jednak wrażenie, że ma żal do całego świata, że została wyrzucona z telewizji. [...] Żyła w przedświadczeniu, że ma dużo pieniędzy i stać ją na wszystko. Zażyczyła sobie np. zestawu do manicure. Dostawała furii, gdy mówiłam, że na coś brakuje pieniędzy - relacjonowała pani Basia.
Irena Dziedzic zmarła 5 listopada 2018 r. w wieku 93 lat. Pochowano ją dopiero po dwóch miesiącach, szukając w tym czasie, bez powodzenia, krewnych. Ostatecznie pogrzeb zorganizowały zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek w Laskach.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.