Działka - pierwsze wspomnienia
F: To ja z Wyścigu Pokoju wrócę jeszcze do tej działki, bo tam też była cała kultura i subkultura życia działkowca.
Pamiętam, że działkowiec miał obowiązek uprawiania, jakiś procent działki musiał przeznaczyć na warzywa. I pamiętam matkę, która gotowe, kupione na targowisku arbuzy, dynie wstawia w ziemię, bo przychodzi kontrola. Kontrola szła z kartką i spisywała, inwentaryzowała, ile warzyw i jakich konkretnie rośnie na danej działce. Te działki w centrum miasta wydają się dzisiaj absurdalne, bo po co, to jest idiotyczny pomysł, to nie ma sensu, tu przecież powinny stać domy, biurowce i tak dalej. A ja do dzisiaj, po naszych doświadczeniach z działką, uważam właśnie, że to jest azyl, oaza dla ludzi, którzy mieszkają w blokach, a jedyny ich kontakt z naturą to balkon dwa na dwa. Tu nagle okazywało się, że mogą być właścicielami ziemskimi. Oczywiście o ile kupią arbuzy i wsadzą je w ziemię.
(...)
Dzisiaj to jest hipsterka. To już dzisiaj ewoluowało do tego stopnia, że moi znajomi z TVN poszukują tych działek, żeby je mieć, wręcz ich pożądają. Bo jak się mieszka w takich nowych deweloperskich blokach, gdzie nawet balkony nie są za duże, bo cena z metra i tak dalej, to wszyscy się ściubią, jak mogą, żeby przez te trzydzieści lat kredyt spłacać choć trochę mniejszy. Poszukują działeczek i kupują od emerytów za odstępne…
Z: Ale to nie jest takie proste! Trzeba mieć zgodę zarządu.
F: No trzeba, ale to wszystko tylko kwestia pieniędzy. Trzeba mieć mniej więcej 50 tysięcy złotych, żeby taką działkę sobie ogarnąć, no a potem to już grille, siedzenie, basenik – w samym środku miasta. Tak więc to, co kiedyś było wielkim przywilejem, dalej nim jest. Pomysł był dobry, tylko że teraz nie jest emerycki,
ale hipsterski.
Z: Emeryci nadal z tych działek korzystają. Czasem jest to ich jedyna radość. Pierwsze wspomnienia.