Spełniła marzenie o rodzinie
W 2017 r. Monika Kuszyńska urodziła Jeremiego, a rok później Kalinę. Myśl o tym, żeby zostać mamą pojawiła się u niej po raz pierwszy, kiedy była bliska śmierci.
- W dniu wypadku miałam 26 lat. Dla mnie za wcześnie było myśleć o dziecku. Kiedy jednak leżałam jeszcze we wraku samochodu, dusząc się własną krwią, łapiąc z trudem każdy oddech, nawiedził mnie wielki spokój. [...] W mojej głowie uparcie powracało pytanie: "Czy będę kiedyś matką?". "Panie Boże, nie odbieraj mi tego, spraw, żebym mogła być matką", błagałam aż do przyjazdu karetki. Nie wiem, skąd mi się to wzięło - wspominała w "Vivie!".
W obu ciążach Kuszyńska była przepełniona radością, a jednocześnie strachem o ich przebieg ze zrozumiałych względów fizjologicznych. Po urodzeniu dręczyły ją jeszcze większe obawy.
- Pamiętam, że najbardziej bałam się, że nie zdążę dobiec na czas, jak dziecko będzie gdzieś tam ze schodów leciało. Mój syn jest dzieckiem bardzo ruchliwym, więc ja, co chwilę, dostawałam zawału, że on gdzieś tam pędzi, a ja nie zdążę go złapać. [...] Ale dzieci instynktownie czują od samego początku, że muszą pomóc w pewnych rzeczach, więc moje dzieci wchodziły mi na kolana same, bo ja miałam ten problem, że nie byłam w stanie sama dziecka z podłogi podnieść, więc świat układał się pod tę sytuację, tylko trzeba było się trochę wyluzować - opowiadała w "Radiu Dla Ciebie".