Dramat serialowej aktorki
Godzenie się z losem było dla Łozińskiej procesem, który zachodził stopniowo. Przez kilka lat aktorka nie chciała mówić o tym, co się stało. Wolała milczeć. W 2009 roku coś w niej jednak pękło...
- Bardzo długo w ogóle o tym nie mówiłam. To nie był jakiś świadomy plan, strategia. Dopiero, gdy szykowaliśmy się do ślubu siostrzeńca, rówieśnika Tomka, siostra zwróciła mi uwagę, że po raz pierwszy wymieniłam jego imię. Wcześniej nie używałam słowa Tomek. Jeśli ktoś tak miał na imię, nie zwracałam się do niego po imieniu. Nie mówiłam też: mój syn zmarł. Mówiłam: po tym, co mnie spotkało, wtedy, kiedy się to stało. Wiedziałam też, że muszę to wszystko uporządkować sama, żeby mi nikt nie zaglądał w te moje szuflady, szare komórki, serce, nie pytał, jak sobie radzę. I jestem dumna, że tym racjonalizowaniem, ratowaniem siebie nie obciążałam innych. Że samotność nie doprowadziła mnie do rozgoryczenia, zdziwaczenia.