To nie koniec dramatów w jego życiu
- Rano miałem próby do "Bitwy", później jechałem do szpitala. Jak stamtąd wychodziłem, zawsze pytałem pielęgniarki i lekarzy o stan taty, a oni mówili: "Nie, jeszcze nie". Bardzo chciałem w to wierzyć, więc jechałem na program, który był robiony na żywo. Żartowałem, wygłupiałem się, paranoja jakaś. Potem wychodziłem ze studia i znowu jechałem do szpitala. (...) Wyszedłem wtedy od niego późnym wieczorem, bo pielęgniarka powiedziała: "Niech pan jedzie, do rana wytrzyma". Pomyliła się, odszedł po czterech godzinach. A tak bardzo chciałem przy nim być - wyznał na łamach "Newsweeka".
Nie był to ostatni dramat w jego życiu. Niemal równolegle ze stratą ojca, Urbański musiał stawić czoło kolejnym problemom. Po zaledwie 3,5 roku małżeństwa, rozwiódł się z żoną, Julią Chmielnik. Na domiar złego, programy, które prowadził również dobiegły końca. Jego kariera ponownie stanęła w miejscu.