Wypadek zmienił całe jego życie
O dziennikarskich sukcesach Szaranowicza, od 2009 roku dyrektora TVP Sport, można by mównic bez końca. Jest trzykrotnym laureatem Telekamery, zdobywcą Wiktora i Superwiktora. Jesienią 2013 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jednak być może nigdy nie usłyszelibyśmy charakterystycznych relacji w jego wykonaniu, gdyby nie bardzo poważny w skutkach wypadek na narciarskim stoku. Szaranowicz był wtedy studentem drugiego roku AWF. Do zdarzenia doszło w Zieleńcu, jak wyznał w wywiadzie dla magazynu "Playboy", jego przyczyną był nie tylko pech, ale i brak odpowiedzialności.
- Kompletnie nie było warunków do jazdy. Wcześniej w lecie pracowaliśmy w Zieleńcu w ramach hufca studenckiego. Byliśmy drwalami przy wycince drzew pod stoki narciarskie. Ktoś nie dokończył pracy i zostawił podrąbany pniak z jednej strony. Pechowo, akurat tam zapadła mi się narta i pniak drzewa uciął mi nogę tuż nad butem. Stopa trzymała się tylko na skórze. Dziewczyny zaczęły płakać i piszczeć z przerażenia. A ja całkowicie przytomny powtarzałem: "But, but, but. Zdejmijcie mi but". To mnie uratowało. Gdyby stopa została w bucie i napuchła, to pozostałaby tylko amputacja - wspominał dziennikarz.
Jednak trafne rozpoznanie sytuacji nie oznaczało końca problemów. Zespolone operacyjnie kości nie chciały się zrosnąć i tylko, co brzmi wyjątkowo nieprawdopodobnie, kolejny wypadek odwrócił tę sytuację.
- Stwierdzono staw rzekomy. Ponadto wciąż zbierała się tam ropa. Zatruwało to cały organizm i nadal groziła mi amputacja. Wtedy spotkało mnie szczęście w nieszczęściu. Któregoś razu chciałem po przyjacielsku klepnąć w plecy mojego kolegę. On się jednak uchylił, a ja straciłem równowagę, zwaliłem się ze schodów i z całej siły walnąłem chorą nogą o ścianę. Nastąpiło ponowne złamanie i zaczął się... zrost. Od tego momentu przestałem wierzyć w to, że szczęśliwe przypadki się nie zdarzają - podsumował.