''Szczęście legło w gruzach''
Halina Zacharewicz wierzyła, że uda się jej wyciągnąć męża z obozu. Nie zdawała sobie sprawy, jak poważna jest sytuacja.
- Potem dowiedziałam się, że chorował na flegmonę (czyraki, wrzody) i biegunkę; leżał wtedy w szpitalu obozowym – wspominała.
I choć Zacharewiczowi udało się wyzdrowieć, los nie był dla niego łaskawy. 14 lutego napisał do swojej żony list, w którym próbował podnieść ją na duchu.
Dwa dni później już nie żył. Nie wiadomo do końca, jak zginął. Według jednej wersji został zamordowany zastrzykiem z fenolu. Według drugiej – rozstrzelano go.
- Zostaliśmy z synkiem sami. Wielka miłość, szczęście legło w gruzach – wspominała Halina Zacharewicz. (sm/gk)