Coraz większe wyzwanie
Skąd więc wziął się fenomen "Ucha prezesa"? Odpowiedź jest najprostsza z możliwych. Mówi głośno o tym, o czym żartuje się po cichu w prywatnych rozmowach.
- Nasz serial nazwał pewne rzeczy po imieniu czy nadał im nazwy, które wisiały w powietrzu, a wyartykułowane stały się jaśniejsze, łatwiej je zrozumieć. Ludzie czasem potrzebują jasnego określenia zjawisk. Prezydent usłyszał, że jest Adrianem i zapragnął przestać nim być, nawet za cenę konfliktu z własnym politycznym zapleczem. A ludzie mają co skandować. Albo wyśmiewać – przyznał w rozmowie z magazynem. Dodał jednak, że z wielką popularnością serialu, a także siłą jego politycznego komentarza, wiąże się wielka odpowiedzialność. Poprzeczka jest zawieszona jeszcze wyżej.
- Męczący bywa stres, gdy zbliża się termin oddania odcinka, a nie ma pomysłu. To wyczerpujące, takie napięcie i świadomość, że nie można napisać byle czego i dać niechętnym nam ludziom okazji do powiedzenia: "o właśnie się kończą" albo "zjadają własny ogon". Od czasu do czasu to słyszę - podsumował.